sobota, 7 listopada 2015

Rozdział XXXV

Cześć!
Przed nami ostatni rozdział głównej części, po nim pojawi się jeszcze pięć rozdziałów opisujących co działo się później.
Czyli technicznie rzecz biorąc mamy przed sobą jeszcze trochę historii, jednak nie wszystkie będą wyglądać tak jak poprzednie rozdziały, dlatego postanowiłam je oddzielić :)
Mam nadzieję, że się spodobają.
A teraz zapraszam!

***

 – Harry! – usłyszałem przez telefon zrozpaczony głos Lucy. To nie wróżyło nic dobrego, ponieważ ta dziewczyna miała niezwykle silną psychikę.
– Spokojnie, powiedz mi co się dzieje – poprosiłem wolno i wyraźnie.
– Ona wie…
– O czym wie?
– O Dianie.
– Skąd?
– Była u mnie, skorzystała z komputera, gdy mnie nie było i zniknęła.
– Gdzie zniknęła?! – przestraszyłem się. Całe moje wnętrze podskoczyło do góry.
– Wydaje mi się, że jest u siebie, ponieważ w części głównej pali się światło, ale nie chce mnie wpuścić.
– To zadzwoń do niej. Albo czekaj ja za…
– Harry! – przerwała mi. – Myślisz, że jestem głupia?! Dzwoniłam, ale wyłączyła telefon.
– Jesteś pod jej domem?
– Tak. A oddałam ci ostatnio klucze…
– Poczekaj, zaraz tam będę – odpowiedziałem i rozłączyłem połączenie.
Ostatnio moje klucze trzymała Lucy, żeby móc się nią opiekować, gdy nie mogłem przy niej być, ale oddała mi je, gdy ją ostatni raz odwiedzałem.

Znalazłem się pod budynkiem, w którym mieszkała.
Przed wejściem stała Lucy i paliła papierosa. Po jej ruchach byłem w stanie określić, że wychodzi z siebie ze zdenerwowania.
– To moja wina, mogłam jej nie dawać komputera, ale obiecała… - zaczęła się tłumaczyć.
– Cii… - uciszyłem ją. – Nie czas na to, żeby się obwiniać. Najpierw sprawdźmy sytuację – poprosiłem, próbując zachować zimną krew, choć w środku niezbyt różniłem się od Lu.
Jan była naprawdę nieprzewidywalna, a w ostatnim czasie najmniejsze zachwianie sytuacji zmieniało diametralnie jej nastrój. Potrzebowała pomocy, ale nie byłem w stanie zrobić nic co mogłoby sprawić, że ją otrzyma.
Przez media i to co o niej wypisywali oraz tempo, które narzucił jej management wypaliła całą siebie. Nie wytrzymała psychicznie. Złamali ją i stała się podatna na wszystko co ją otacza. Straciła niewinność, dobre imię, zdrowie i posmakowała rzeczy, których nigdy nie powinna była poznać, a paradoksalnie to właśnie narkotyki i alkohol wyniszczały ją najbardziej i naraziły na bezwzględne otoczenie.
Najgorsze było to, że ja również miałem udział w tym co się z nią dzieje. Gdybym wcześniej zauważył co do mnie czuje i uwierzył swojemu przeczuciu, nie zafundowałbym jej emocjonalnego rollercoastera. Gdybym wcześniej zgłosił się po pomoc z moim największym problemem, nigdy nie przespałbym się z inną kobietą, łamiąc jej serce. A potem wbrew zaleceniom Modest! robiłem jej nadzieję, że za chwilę wszystko się ułoży, żeby zrzucić na nią bombę w postaci Diany.
Gdybym do niej wtedy nie pojechał, wciąż wegetowałaby w swoim domu, ale wszystko byłoby na płaskiej stałej linii. Ja podniosłem ją w górę i sprawiłem, że opadła jeszcze niżej i jeszcze bardziej boleśnie.
Szliśmy nowoczesną, marmurową klatką schodową do drzwi jej mieszkania.
– Proszę, żebyś została w kuchni, dobrze? – poprosiłem.
Skinęła głową.
Faktycznie w kuchni paliło się światło.
Zeszliśmy na dół.
Lucy stanęła przy stole, ja poszedłem dalej. W głębi mieszkania było ciemno.
Wszedłem do sypialni gościnnej, którą ostatnio zajmowała.
Leżała rozłożona w poprzek na płasko na łóżku.
– Proszę, zostaw mnie – usłyszałem jej cichy głos.
– Nie. Nie zostawię – odpowiedziałem.
– Dlaczego? Chcę być sama.
Na stoliku nocnym były trzy puste foliowe woreczki. Na ciemnym drewnie widoczne były resztki rozsypanego proszku.
Obszedłem łóżko. Źle to wróżyło.
Dotknąłem jej dłoni. Chciała mnie uderzyć, ale przewidziałem to i złapałem jej drugą dłoń. Nie było to trudne. Ledwo wyczuwałem opór, który stawiała.
Czekałem, aż rozluźni chwyt.
– Chodź, pójdziemy wziąć kąpiel. To zawsze pomaga. Zrobię ci gorącą herbatę i porozmawiamy, dobrze? – zaproponowałem, gdy opuściła rękę.
– Nie wiem czy dam radę.
– Pomogę ci. Zaniosę cię, jeśli będziesz tego potrzebować.
– Myślę, że nie dam rady pójść… - szepnęła.
– Dobrze.
Znów obszedłem łóżko. Nachyliłem się nad nią.
–Podaj mi dłoń – poprosiłem.
Ująłem ją i pociągnąłem do pozycji siedzącej. Skrzywiła się.
– Głowa? – spytałem.
Pokiwała nieznacznie w potwierdzeniu.
Teraz mogłem objąć ją w talii i podnieść.
Złapałem ją pod pachami i pod kolanami, niosąc jak pannę młodą.
Nie miała nawet siły, żeby utrzymać się o własnych siłach.
Chciało mi się płakać z beznadziejności sytuacji, ale nie mogłem sobie na to pozwolić.
– Jadłaś coś dzisiaj? – spytałem.
– Nie – usłyszałem.
– A wczoraj?
– Trochę sałatki…
Nie miała siły mówić.
– Tylko?
Skinęła głową zamykając oczy. Odpływała mi.
– Kiedy jadłaś coś większego.
– Gdy przywiozłeś…
– Przecież to było z pięć dni temu. – Przestraszyłem się.
Wzruszyła ramionami.
Posadziłem ją na klapie od muszli.
– Dasz radę tu przez chwilę siedzieć?
Potwierdziła opierając się i znów zamykając oczy.
Puściłem wodę do wanny.
Wróciłem do niej i pomogłem jej się rozebrać. Ślady, które zostawiłem ostatnio na jej ciele wciąż były widoczne. Jednak po raz pierwszy w życiu widok jej ciała sprawiał mi ból.
Była w opłakanym stanie. Musiała mieć również zaburzenia odżywiania, których wcześniej nie zauważyłem.
Pomogłem jej wejść do wanny. Skuliła się w niej podciągając kolana pod brodę.
– Poczekasz chwilę? – poprosiłem.
Spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
– Pójdę postawić wodę na herbatę, bo cała drżysz i wyślę Lucy po coś do jedzenia.
– Lucy… - szepnęła.
– Jest w kuchni. Poprosiłem, żeby zaczekała. Chcesz, żeby tu przyszła?
Pokręciła głową.
– Zaraz będę – powtórzyłem i poszedłem do kuchni.

***

Miałam wrażenie, że to halucynacja. Nie powinno go tu być. Nie miałby powodu, żeby tu przychodzić. Ale jakimś cudem znalazłam się w łazience.
Może sama tu nieświadomie przyszłam.
Zaczęłam powoli rozluźniać mięśnie, zjeżdżając powoli w dół. Woda sięgała mi brody.
To było proste.
Puściłam mięśnie nóg i zanurzyłam się w całości.
Po jakimś czasie zaczęło brakować mi powietrza, ale nie pozwoliłam sobie się podnieść.
Odpływałam i było to przyjemne uczucie. Ból odchodził ode mnie z każdą kolejną sekundą.

***

– Lucy! – krzyknąłem. – Musisz wezwać pogotowie.
Wyciągnąłem ją z wanny.
Była nieprzytomna.
Położyłem ją na ziemi i udrożniłem drogi oddechowe. Zacząłem ją reanimować.
Lucy wbiegła do łazienki. Zachłysnęła się powietrzem. Widziałem jak zatyka usta.
To co robiłem nie dawało efektów.
W moich oczach pojawiły się łzy, które zamazały mi obraz.
Przekląłem w myślach, a może na głos – nie jestem pewien i wziąłem głęboki oddech. Musiałem widzieć co robię.
Słyszałem jak Lu wzywa zespół pogotowia.
Zostali z nią na linii.
Stała pod ścianą. Zaczęła opisywać to co robię.
– Bez zmian – powiedziała nerwowo.
Nie mogłem jej stracić. Obiecałem jej, że wszystko będzie dobrze.
Nie wyobrażałem sobie życia bez niej.
Nawet jeśli nie zawsze było między nami dobrze i nie zawsze mogliśmy być przy sobie, żeby się wspierać, to nie potrafiliśmy bez siebie wytrzymać.
Od ponad dwóch lat zawsze byliśmy w kontakcie.
Uzupełnialiśmy się.
Teraz miałem już gdzieś wszystkie kontrakty, pieniądze, konsekwencje i opinię publiczną.
Pragnąłem tylko tego, żeby zaczęła sama oddychać i żeby wszystko dobrze się skończyło.
Jak na zawołanie zaczęła się krztusić.
– Odzyskała przytomność – usłyszałem cichy głos Lucy.
Zgodnie z jej wskazówkami przełożyłem ją na bok. Drobne ciało Janice walczyło z dyskomfortem, próbując wykaszleć wodę.
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Była zdezorientowana i przerażona.
Dotknąłem jej policzka i prosiłem, żeby się nie podnosiła.
Miała problem z oddychaniem, ale wróciła.
– Zimno mi – szepnęła, znów zaczynając kaszleć.
Drżała.
Przykryłem jej nagie ciało ręcznikiem.
Chwilę później razem z Lucy do łazienki weszli ratownicy. Nawet nie zauważyłem, gdy po nich wyszła.
Jeden z mężczyzn pomógł mi wstać i odsunął od niej.
Reszta ją otoczyła i zaczęli sprawdzać różne rzeczy, po czym położyli ją na noszach, szczelnie okrywając ręcznikiem, kocem i folią termiczną.
– Bardzo dobra robota, Panie Styles – powiedział mężczyzna trzymający mnie za ramiona. – Najprawdopodobniej uratował jej Pan życie – dodał.
Osunąłem się na kolana i zacząłem płakać. Tak bardzo się o nią bałem.
– Myślę, że mogą państwo wziąć taksówkę i pojechać do szpitala – zasugerował mężczyzna.
– Oczywiście, zaraz zamówię – odpowiedziała Lucy.
Nie słuchałem o czym mówią. Dochodziły do mnie tylko strzępy rozmowy.
– Są razem. To znaczy teraz nie są, to skomplikowane, ale kiedyś będą… Imię i nazwisko Janice Marcell… Em… W zasadzie to jej sceniczne imię… Janina Marcel… Tak, oczywiście. J-A-N-I-N-A M-A-R-C-E-L – przeliterowała. Właśnie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę gówno o niej wiedziałem. Nawet nie znałem jej prawdziwego imienia i nazwiska.
– Pan się podniesie, bo zaraz przyjedzie samochód, który państwa zabierze do szpitala – powiedział mężczyzna, pomagając mi wstać.
– Mogą postarać się być Panowie dyskretni? – spytałem.
– Wywozimy ją z garażu podziemnego – powiedział zostawiając nas samych w jej mieszkaniu.
– Dziękuję, Lucy – jęknąłem, mocno się w nią wtulając.
Dziewczyna była w szoku, ale przyjęła mój dotyk. Również mnie objęła.

***

Wymieniłem kwiaty przy jej łóżku i usiadłem na krześle, łapiąc jej dłoń.
Przez ostatnie dni przechodziłem przez piekło. Najgorsza jednak chyba była świadomość, że próbowała sobie odebrać życie.
Dostała obrzęku płuc, na szczęście jednak najprawdopodobniej jej mózg nie uległ uszkodzeniu. Tak wnioskowali lekarze, po przeprowadzonej ze mną rozmowie.
Była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej, dziś mieli ją wybudzać.
Mimo piekła i niepokoju, ten tydzień był również owocny.
Po konsultacji z prawnikami udało mi się wyjaśnić kilka kluczowych kwestii.
Jej dłoń się poruszyła.
Podniosłem wzrok. Powoli otwierała oczy.
– Harry… - szepnęła, krzywiąc się. Musiało palić ją gardło, więc podałem jej szklankę wody.
– Jestem przy Tobie, Janice – odpowiedziałem, pomagając jej zaczerpnąć płynu.
– Jeśli ktoś dowie się, że tu jesteś…
– Wszyscy wiedzą gdzie jestem. Z resztą wiedzą również gdzie jesteś ty – wyjaśniłem.
– Czy wiedzą, że…
– Nie wiedzą dlaczego.
Ulżyło jej.
– Dlaczego to zrobiłaś? – spytałem.
– Nie wiem, Harry. Po prostu w tamtym momencie… Nie widziałam innej drogi.
– Przecież przyjechałem do ciebie. Mogliśmy to jakoś rozwiązać.
– Przepraszam… - zaczęła płakać.
– Tego już nie zmienimy. Na szczęście jesteś tutaj i jakoś sobie poradzimy.
Pokręciła głową.
– Ta dziewczyna… Będzie dla ciebie lepsza niż ja.
Nie wierzyłem w to co słyszę.
– Diana?!
– Na pewno będzie ci łatwiej. Żadnych uzależnień, żadnych kłopotów.
– Pamiętasz jak do ciebie przyjechałem w nocy? Powiedziałem ci, żebyś bez względu na wszystko pamiętała, że jesteś dla mnie tą jedyną. To było zakontraktowane. Mieliśmy spotkać się cztery razy – wyjaśniłem ze łzami w oczach. Wciąż wątpiła w moje uczucie. – Nawet nie wiesz jak się bałem, że cię stracę. To były najgorsze chwile mojego życia. Gdyby się nie udało – przerwałem, ponieważ przeszedł mnie dreszcz – pozostałoby mi chyba tylko do ciebie dołączyć.
– Nawet tak nie mów. – Zatkała mi usta dłonią, kręcąc głową.
– Kocham cię. Nie mógłbym żyć z inną kobietą. To był tylko kontrakt.
– Czemu mnie nie uprzedziłeś?
Dotknąłem jej bladego policzka.
– Nie mogłem. Próbowałem to obejść, ale nie zadziałało.
– A teraz możesz?!
– Sytuacja przez ten tydzień się zmieniła.
– Tydzień?!
– Tak. Byłaś przez tydzień utrzymywana w śpiączce farmakologicznej.
– Dlaczego?
– Miałaś obrzęk płuc, spowodowany płynem, który się do nich dostał – westchnąłem.
Pokiwała głową.
– A co w takim razie przez ten tydzień się działo? – spytała.
– Oboje nie jesteśmy już w Modest!.
– Jak to?! – zaskoczona aż lekko się podniosła, jednak szybko złapała się za klatkę piersiową krzywiąc z bólu.
– Zatrudniłem kilku prawników. Tobie pomógł głównie Daniel. Musiało go ruszyć sumienie, bo udostępnił nam dokumenty, dzięki którym mogliśmy ich zaszantażować i puścili cię prawie za darmo. Zatrzymali tylko zyski z dodatkowej odnogi trasy. Oczywiście Daniel oczekiwał w zamian anonimowości.
– Dlaczego?
– Bo znaleźliśmy dowody na to, że narażali twoje zdrowie, dla własnych korzyści. Nieistotne w jaki sposób. W każdym razie skończyłaś tutaj. Nie chcieli sprawy przeciwko nim, z której nie mieli szans się wybronić.
– A ty?
– A ja też odszedłem. Nie udało mi się wprawdzie zachować prawa do udziału w spółkach, które zakładaliśmy… - zacząłem.
– Ale jeśli odszedłeś to znaczy, że zespół… - przerwała mi, ale sama nie chciała pozwolić na to, żeby te słowa przeszły jej przez usta.
– Tak, rozeszliśmy się.
– Co z chłopakami?
– Długo rozmawialiśmy, powiedzieli, że na moim miejscu nie wahaliby się ani chwili.
– I co dalej?
– Podpisałem już kontrakt z Warner Music – przyznałem.
– Na solową płytę?
Przytaknąłem.
– To cudownie.
– Jeśli będziesz chciała, to na Ciebie też będą czekać, aż będziesz gotowa.
– To zbyt piękne.
– To normalne. Po prostu skończyły się durne kontrakty i naciski ze wszystkich stron.
– Czyli możemy znów być razem? – spytała z niedowierzaniem w głosie.
– Tak. Wszystko się skończyło.
Odetchnęła. Wyciągnęła w moim kierunku ręce. Przytuliłem ją i czułem jak się rozluźnia.
– Mam jednak jeden warunek – dodałem.
Lekko mnie odsunęła, żeby móc mnie widzieć.
– Nie chcę już się bać o to co się z tobą dzieje, gdy zostajesz sama. Czy jesz, czy nic nie bierzesz, czy żyjesz.
Przygryzła wargę, żeby powstrzymać kolejne łzy.
– Pójdziesz na odwyk. Dla mnie i dla siebie. Musisz pokonać depresję, anoreksję i uzależnienie od kokainy. Brałaś kokainę, prawda? – upewniłem się. Nie znałem się na narkotykach.
Pokiwała głową w odpowiedzi.
– Skąd wiesz co mi jest?!
– Wystarczająco długo obserwowałem to jak się niszczysz, żeby wiedzieć. I obiecuję, że będę cię w tym wspierał tak długo jak będzie trzeba. Dam ci całego siebie i jeszcze więcej, żebyś wyszła na prostą. Zgadzasz się na taki układ?
Pokiwała głową.
– Chcę usłyszeć to na głos.

– Tak. 


***

Dziękuję za uwagę!
Przed nami jeszcze pięć rozdziałów "Po", które zakończą całe opowiadanie.
Mam nadzieję, że się spodobają i mam nadzieję, że podobały wam się rozdziały, które już opublikowałam.

Dziękuję serdecznie osobom, które komentowały opowiadanie - w tym niezawodnej *grungequeen*







1 komentarz:

  1. Dobra troszkę się wzruszyłam - czytaj bardzo! XD
    Takiego prawie zakończenia się nie spodziewałam, nigdy bym nie powiedziała, że Janice będzie próbowała popełnić samobójstwo - jestem w szoku - ogromnym. Harry jak zawsze nie zawodny i wie w, którym momencie przybyć. Jezus wreszcie odeszli od tej popieprzonej wytwórni i nareszcie mogą być razem jak normalna dwójka ludzi bez żadnych więcej - mam nadzieję, wypadków. Cieszę się również, że pójdzie na odwyk i zrobi ze sobą porządek, a Harry jej w tym pomoże. Kolejny jeden z najlepszych rozdziałów. Już nie mogę się doczekać rozdziałów "po" mam nadzieję, że będą to już spokojne rozdziały i będzie Happy End. Więc czekam na rozdziały z niecierpliwością xx :*

    OdpowiedzUsuń