sobota, 17 października 2015

Rozdział XXXI

Jestem po wczorajszym koncercie! Więc wybaczcie, ale muszę się pochwalić zanim zaproszę do rozdziału ;)

Ze względu na długość oddzielę go kolorem, żeby mniej cierpliwi mogli ominąć.

Gdyby ktokolwiek powiedział mi rok temu, że będę chciała iść na ich koncert - zaśmiałabym mu się w twarz, a wczoraj byłam jedną z tych osób, które czekały pod halą ponad 20 godzin na koncert. Miałam numerek 16 i udało mi sie stać przy barierce! Stałam po stronie Louisa i Liama. Jeśli chodzi o odczucia (głównie chodzi o kontakt z publicznością i co było dla mnie bardzo niezwykłe - personalne podejście) względem chłopaków to: Harry bardzo rzadko do nas podchodził (w swojej części sceny miał super kontakt z ludźmi), więc było mi trochę przykro i byłam trochę zazdrosna, ale fakt, że wiadomo - oblał wodą mnie i dziewczyny wokół, bo dziewczyna obok mnie oblała wodą jego, a w tym samym momencie dostał bananem w krocze, udało mi się złapać z nim kontakt wzrokowy - kilka razy na ułamki sekund i podczas Act My Age zmusić do uśmiechu (ponieważ szeroko sie uśmiechnęłam i przeszywałam spojrzeniem nie pozwalając mu na odwrócenie wzroku dopóki nie pokazał dołeczków i zębów - wyglądał trochę jakbym go zawstydziła ;) ), a potem podczas Drag Me Down patrzył mi w oczy przez dużą część swojej zwrotki. Na koniec jego ochroniarz wziął ode mnie prezent dla niego, bo chłopcy sami nie brali nic od publiczności.
Jeśli chodzi o Nialla - może to kwestia tego, ze dużo grał na gitarze, ale niestety nie poświęcał żadnej z osób szczególnej uwagi. Był jedyną osobą, która nie nawiązywała z kimkolwiek kontaktu. 
Liam, bardzo mnie onieśmielał, ale był kochany, ponieważ rozpoznał dziewczyny, które były już na ich koncertach (podczas czekania poznałam dziewczyny, które jeżdżą za nimi na serie koncertów i podczas tej części były juz z 6-13 razy i dzisiaj są po raz kolejny i stały wczoraj koło mnie)
I w końcu... LOUIS był niesamowicie uroczy, przemiły i roztaczał wokół siebie bardzo pozytywną energię i czułam się tak swobodnie, jakbym znała go bardzo dobrze od zawsze. Zrobił na mnie naprawdę bardzo dobre wrażenie. Od jednej dziewczyny dowiedziałam się, że podczas spotkań z fanami jest również najbardziej 'komfortową' osobą.
Podsumowując - na koncercie odbiera się ich zupełnie inaczej niż na zdjęciach, zawsze można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy od dziewczyn, które były już x razy na koncertach i są po imieniu z ochroniarzami chłopaków ;) Wiem, że mówienie, że 'popatrzył mi w oczy' brzmi niedorzecznie i mało prawdopodobnie, ale jeśli  bezpośrednio stoisz niecałe 2 metry od kogoś to jesteś w stanie określić na kogo ktoś patrzy - chyba, ze robisz to co Niall i patrzysz w przestrzeń, ewentualnie kamerę. Dostarczona mi ilość Harry'ego jest stanowczo zbyt mała, ale Lou był niesamowity i mógłby być moim najlepszym przyjacielem, albo bratem :)
Dziękuję za wytrwałość osobom, które doczytały to do końca.
A teraz...

***
Gdy otworzyłam oczy, otaczała mnie biel. Piekło mnie gardło. Potwornie chciało mi się pić.
- Co się stało? – spytałam widząc nad sobą twarz Jesse’ego.
- Trafiłaś wczoraj wieczorem do szpitala – odpowiedział monotonnym głosem. Jakaś kobieta kręciła się przy mnie. Sprawdziła kilka rzeczy, zapisała coś na karcie w nogach łóżka i wyszła.
- Dlaczego? – nie rozumiałam. Nic nie pamiętałam. Próbowałam się skupić, co skończyło się potwornym bólem głowy.
- Przedawkowałaś… - powiedział nie patrząc mi w oczy.
- Co? To nie możliwe.
- Ale tak się stało.
Pokręciłam głową.
- Przecież zawsze uważałam… Ja…
- Nie uważałaś. To było cholernie głupie z Twojej strony! – podniósł głos.
- Już wcześniej…
- Po co to robisz?! – spytał, wchodząc mi w słowo. 
- Myślałam, że mnie rozumiesz – zarzuciłam nieco głośniej, krzywiąc się z bólu.
- Nawet wolę nie myśleć co by było, gdyby Harry Cię nie znalazł – zignorował mnie, kręcąc głową.
- Harry mnie znalazł? – przestraszyłam się. – Gdzie on jest?
- Tak. Nie wiem. Ja pomyślałbym, że po prostu chcesz chwili spokoju.
- Jest nadopiekuńczy – stwierdziłam marszcząc brwi. Podświadomie mnie to zirytowało. Jesse musiał to zauważyć.
- Jego nadopiekuńczość uratowała Ci życie. Jesteś głupią, samolubną i niedojrzałą idiotką – powiedział mi prosto w twarz.
Wciąż byłam nieco oszołomiona, ale teraz zrobiło mi się przykro. To co powiedział zabolało bardziej, niż wszystko to co odczuwałam teraz fizycznie. Czułam się jakby uderzył mnie w twarz i to w najgorszy z możliwych sposobów.
- Nie jestem samolubna… - próbowałam się bronić.
- Jesteś. Myślisz tylko o sobie. Poznałem zupełnie inną osobę, niż ta, która siedzi teraz przede mną.
- Mówiłeś, że mam nie przejmować się opinią innych.
- Tak. Dokładnie to powiedziałem. Ale nie kazałem patrzeć Ci tylko na czubek swojego własnego nosa.
Pokręciłam głową, chcąc coś powiedzieć, ale nie dał dojść mi do słowa.
- Kiedy ostatnio rozmawiałaś z Ellą, albo Lucy? Przecież tak bardzo się przyjaźnicie. A Harry? Biega za Tobą jak skończony kretyn i wiesz co?! Podziwiam go, bo ja już nie mam na to siły – stwierdził i wyszedł z sali trzaskając drzwiami.
Próbowałam go zawołać, ale nie mogłam z siebie wydobyć głośniejszego dźwięku, ponieważ głos ugrzązł mi w gardle. Nie mogłam wstać z łóżka, ponieważ byłam poprzypinana do rurek. Wpadłam w panikę.
W momencie, gdy namierzyłam przycisk do pielęgniarki, w drzwiach stanął chłopak w kręconych włosach. Był zdezorientowany widząc, jak niespokojnie się kręcę na łóżku. Położył na stoliku dwie papierowe torby i podszedł do mnie. Nie bardzo wiedział jak się zachować, ale niepewnie się do mnie przytulił.
- Wszystko dobrze… - szepnął, a ja zaniosłam się płaczem, kręcąc głową. – Wszystko dobrze… - powtórzył.

***

Dzień, w którym ją znalazłem był jednym z  najgorszych w moim całym życiu. Wszedłem wtedy do jej domu. Furtka na posesję nie została zamknięta na klucz. Drzwi wejściowe były zamknięte, jednak udało mi się dostać do środka przez wyjście na taras. Na stoliku zauważyłem wtedy kilka woreczków. Niektóre były zapełnione, kilka z nich już opróżnionych. 
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł całe moje ciało. 
Wszedłem głębiej.
Leżała nieprzytomna w pokoju dziennym. 
Później wszystko działo się niezwykle szybko. 
Podbiegłem do niej. Niewiele myśląc zadzwoniłem po karetkę.
Niepokój towarzyszył mi przez cały dzień. Dopóki nie powiedzieli mi, że wszystko będzie dobrze.
Teraz czułem jej ciało przy swoim. Płakała. Bała się wszystkiego. Tego co nastąpi i po jej oczach mogłem poznać, że również mojej reakcji. 
Minąłem się w drzwiach na oddział z Jesse’em. Był mocno zdenerwowany. 
Zapytałem, czy coś się stało. Powiedział, że dla niego to za dużo i kończy z tym. 
- Przepraszam… - szepnęła. – On ma rację. Jestem beznadziejna – dodała.
- Nie mów tak. Proszę… - odpowiedziałem siadając na brzegu łóżka. – Jesteś wyjątkowa.
- Wyjątkowo nieudana. Nie rozumiem czemu tu jesteś… Czemu ktokolwiek jeszcze jest…
- Przestań tak mówić. 
- Wiesz, że moja rodzina nie chce ze mną od jakiegoś czasu rozmawiać? Tak długo nie rozmawiałam z Lucy, że sama przestała się odzywać. Przez moje zachowanie zwolnili Ellę. Jesse właśnie odszedł. Nie rozumiem czemu jeszcze Ty tu siedzisz.
- Ciii… - uciszałem ją, głaszcząc jej włosy. – Nie wiem co Ci powiedział Jesse, ale skup się teraz na mnie. Proszę. Jestem tu przy Tobie. Zawsze będę, okej? Nigdzie nie odchodzę.
- Nie rozumiem czemu to wszystko robisz.
- Dobrze wiesz czemu. Po prostu Cię kocham – powiedziałem cicho w jej włosy.
 Poczułem jak mocniej się we mnie wtula, a chwilę później zasnęła. Położyłem ją i wyszedłem, zostawiając w widocznym dla niej miejscu swoje rzeczy. 

W gabinecie jej doktora prowadzącego siedział Daniel.
- Czekaliśmy na Ciebie – powiedział jej nowy agent.
Skinąłem głową i zająłem obok niego miejsce.
- Pani Marcell jest bardzo przemęczona. Potrzebuje chwili przerwy. Szczególnie po tym, co miało miejsce wczoraj. Jej organizm jest wyniszczony.
- Ma jeszcze cztery koncerty. Potem może odpoczywać - odpowiedział mu Daniel.
Bardzo go nie lubiłem.
- Musi ją Pan postawić na nogi, ponieważ jutro wyjeżdżamy.
- Dobrze, ale musi być pod stałą opieką.
- Może być Pan tego pewien, doktorze – zapewnił go mężczyzna.
- Uważam, że powinna iść na odwyk – odezwałem się nagle, nawet na nich nie patrząc.
- Nie możemy jej tam wysłać przymusowo. Może zgłosić się tam jedynie dobrowolnie – poinformował mnie starszy mężczyzna.

***

Dzisiaj miałam zagrać ostatni koncert w Nowym Jorku.
Był to dla odmiany dość kameralny koncert w starej sali koncertowej.
Postanowiłam zrobić go inaczej i razem z chłopakami przearanżowałam piosenki. Miało brzmieć jazzowo, prawdziwie i wyjątkowo. Chciałam przenieść wszystkich w lata 30.
Daniel uważał, że to bardzo duże ryzyko i początkowo nie chciał się zgodzić, ale gdy usłyszał efekty naszej pracy, wraz z kilkoma niespodziankami, które mnie zainspirowały, musiał wyczuć pieniądze, bo koncert przeniesiono do Cornegie Hall, dostaliśmy do dyspozycji orkiestrę kameralną, oczywiście koncert nie był dostępny dla wszystkich, a bilety chodziły za jakąś grubą kasę. Dodatkowo występ miał być nagrany i wypuszczony na DVD.
Gdy wyszłam na scenę, chłopcy byli już gotowi przy instrumentach. Ubrali się w czarne smokingi. Wyglądali bosko!
Uśmiechnęłam się, ale podniosłam wzrok dopiero, gdy stanęłam przy statywie mikrofonu. Czułam się jakbym cofnęła się w czasie. Sala była spowita w czerwieni i bieli. Widok zapierał dech w piersiach.
Cała dolna część widowni była przearanżowana. 
Bliżej sceny porozstawiano okrągłe stoliki, przy których siedzieli zaproszeni „ważni” ludzie. Wiedziałam, że wśród nich jest Harry i Jeff Azoff z dziewczyną.
W głębi serca chciałam, żeby Harry przyszedł sam, bo wiem też, że dostał zaproszenie dla dwóch osób.
W dalszej części widowni na krzesłach pousadzano tych, którzy bilety musieli kupić sobie sami. Tak samo wyglądało z ludźmi na balkonach.
Ten koncert stresował mnie najbardziej ze wszystkich, które do tej pory zagrałam.

***

Wyglądała niesamowicie. Miała na sobie czarną sukienkę bez ramiączek z tiulowym dołem, sięgającym do połowy łydki. Na nogi włożyła potwornie wysokie szpilki. Podziwiałem ją za to.
Gdy pojawiła się na scenie rozległy się oklaski. Spojrzała na widownię dopiero, gdy stanęła przed mikrofonem.
Uśmiechała się i oddałbym wiele, żeby móc dowiedzieć się o czym myśli.
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, którą zna każdy na ziemi.
New York, New York
Słyszałem od wielu osób, że ma dobry głos do takich piosenek, miałem okazję słuchać jej poprzednich występów z własnym materiałem i coverami, ale teraz sprawiała, że miałem ciarki na całym ciele i wiem, że nie było to tylko moje odczucie.
Jeff podciągnął rękaw koszuli, żeby pokazać mi, że też czuje niezwykłe emocje i magię.
Jej piosenki zostały całkowicie zmienione i miało to sens. Kiedyś Matty Healy, którego ubóstwiała jako artystę powiedział, że aranżacja potrafi zmienić wszystko, a ona to udowodniła.
Gdy dotarła do piosenki Cole’a Portera Let’s do it, którą wiele osób znało z O północy w Paryżu Woody’ego Allena, siadła na fortepianie, przy którym siedział Elliott.
Była wyjątkowa.
Jako ostatnią piosenkę wybrała coś co podsumowywało całą trasę i to co czuła. Miałem wrażenie jakby śpiewała tę piosenkę do mnie.
Cała sala zrobiła się niemal czarna. Oświetlona była tylko ona i fortepian, śpiewając jedną z najpiękniejszych piosenek, które zostały napisane. Nikt nie śmiał się wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
A song for you.
Kochałem ją. Wiedziałem, że ona czuła to samo, ale nasza relacja nigdy nie kończyła się dobrze.
Potrzebowaliśmy siebie jak powietrza i zawsze do siebie wracaliśmy. Myślałem jednak, że oboje zwątpiliśmy w to, że możemy mieć wspólną przyszłość.
Może jednak było trochę inaczej?
Może potrzebowała mnie bardziej niż pokazywała.
Może chciała, żebym spróbował o nią zawalczyć.
Jednak czy byłem gotów na to, żeby odciąć się od dawnego życia i być z nią ze względu na nią, a nie na siebie?

***

Po koncercie przyszedł do mnie Harry.
Nie zdziwił mnie jego widok, spodziewałam się, że się pojawi.
- Masz jakieś plany? – spytał.
- Planowałam iść z chłopakami do jakiegoś klubu – przyznałam.
- Chcesz iść ze mną na kolację? – zaproponował. – Pójdziemy z Glenne i Jeffem – dodał szybko, widząc moją minę.
- To brzmi jak podwójna randka… - przygryzłam wargę. Nie chciałam iść z nim na kolację, ponieważ za dobrze siebie znałam.
- Myślałem, że ostatnio udowodniłem Ci, że możesz mi ufać.
- Harry, to nie takie proste. To co wtedy zrobiłeś… Tego się po prostu nie zapomina…
Zraniłam go tym, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Proszę… Bardzo mi na tym zależy. Nie musimy spotykać się w widocznym miejscu dla innych. 
- Dlaczego wciąż chcesz się w to bawić? – spytałam zbijając go z tropu.
Przeczesał dłonią włosy.
Zawsze to robił, gdy się stresował.
- Dobrze wiesz dlaczego – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.
Spojrzał na mnie, oblizując usta.
- Idziesz dzisiaj z Harrym? – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos i Brett oparł się na moim ramieniu.
- Miałam iść z wami, więc…
- To nic, Mała. Leć – zgodził się, nie pytając mnie o zdanie. Klepnął mnie w tyłek i poszedł, wzruszając ramionami na moje ciskające piorunami oczy. 
Harry przygryzł wargę i opuścił głowę, żeby powstrzymać się od śmiechu.
Wiedział, że zostałam bez argumentów i musiałam zgodzić się z nim pójść.
Przebrałam się więc i poszliśmy na kolację.

2 komentarze:

  1. Twoja recenzja: http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2015/10/97-im-burning-up-again.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Może najpierw zacznę od rozdziału ; oczywiście, że wiedziałam, że tak się skończy i dziwi mnie postawa Jess'ego ponieważ on również faszerował ją tym gównem i nawet nakłaniał ją nie raz, ale mam nadzieję, że Janice wreszcie się ogarnie i zrozumie, że musi to odstawić i otworzy oczy! Bo widać, że harry chce się zmienić dla niej i jest dla niego strasznie ważna ahhh! A co do koncertu, strasznie się cieszę, że opisałaś go również ponieważ była strasznie ciekawa jak to wygląda i jacy oni są w odczuciu, bo na zdjęciach czy filmach to inaczej to wszystko zazwyczaj wygląda. Aż sama chciała bym jechać i mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję jechać :D więc co tu jeszcze więcej napisać, czekam na rozdział xx :*

    OdpowiedzUsuń