Cześć!
Dzisiaj znowu publikuję nowy rozdział. Ostatnio dość szybko mi szło, bo miałam wenę. Może dzięki nastrojowi, który mi towarzyszył. Jednak właśnie zaczęłam liczyć dni, a dokładnie za tydzień będę odliczać godziny do koncertu chłopaków w Dublinie :) (albo bardziej do wyjścia z hotelu, bo wiadomo, że muszę stać w pierwszym
rzędzie! ;) )
Przed moim wyjazdem pojawi się na pewno jeden rozdział, więc jeszcze będę się zachwycać!
To tyle jeśli chodzi o wstępy i sprawy techniczne.
Zapraszam...
***
Nie miałam siły
myśleć. Siedziałam w rest roomie. Przede mną było kolejne dwadzieścia koncertów,
które narzuciła wytwórnia. Dzisiaj tak dużo się już wydarzyło, a nie mamy
południa… Nawet nie wiem jak i kiedy. Ella bardzo protestowała przeciwko tym
koncertom. Mówiła, że powinnam odpocząć. Finał był taki, że piętnaście minut
temu powiedzieli mi, że jej obowiązki przejmuje niejaki Daniel.
Było mi z tego
wszystkiego aż niedobrze. Stałam się marionetką, którą chcieli wyżymać jak
ścierkę do ostatniej kropli.
- No to co,
dzisiaj koncert? – Przyszedł Dan. Gdyby mi nie rozkazywał i się nie panoszył
nie byłby taki zły.
- Wyglądasz
strasznie. Masz iść do toalety i się szybko ogarnąć – zarządził, wręczając mi
zwiniętą serwetkę.
Gdy znalazłam się
w toalecie i rozwinęłam chusteczkę znalazłam w niej woreczek z białym
proszkiem.
Miałam nadzieję,
że zaraz Sean Penn wyskoczy z jednej z kabin i powie, że to wszystko głupi żart,
a ja idąc do X Factora zgłosiłam się bardzo realistycznej zabawy, w której
czułam się jakbym musiała walczyć o życie. Zupełnie jak w filmie Gra.
Niestety w
toalecie poza mną nie było nikogo, a ja nie wyglądałam jak Michael Douglas.
Wciągnęłam
proszek i chwilę później poczułam uderzenie. Było mi lepiej. Jak za każdym
razem pod wpływem. Obmyłam szybko twarz i wyszłam.
- Dobra
dziewczynka… - powiedział Daniel. – Widzisz? Cała ta trasa minie nam szybciej niż
się obejrzymy. A po zakończeniu sama będziesz chciała od razu wskoczyć do
studia.
***
Odebrałem
telefon.
- Harry, zwolnili
mnie – usłyszałem jęk Elli po drugiej stronie.
- Jak to Cię zwolnili?!
– spytałem niedowierzając. Zawsze bardzo dobrze dogadywała się z Jan i naprawdę
jej na niej zależało. Chyba, że dla wytwórni dobro Janice przestało się liczyć.
- Za bardzo
naciskałam na przerwę.
- Jaką przerwę?!
- Będzie mieć
dwadzieścia dodatkowych koncertów pod rząd.
- Oni chyba
oszaleli…
- W Stanach. To
jakaś masakra. Ona już ma dosyć. Chcą wyciągnąć z niej tyle kasy ile się da, bo
widzą, że nie wiadomo jak długo pociągnie.
- To…
- Harry, teraz nic
nie zrobisz. Tak, to nieludzkie. Musimy to poważnie przemyśleć. Możemy być
pewni tylko tego, że Modest! teraz
jej nie puści, a jedyny moment, gdy będą skłonni to zrobić to dzień, w którym
porządnie się na czymś wyłoży i nawet wtedy na pewno nie za małe pieniądze.
- Czyli co?! Mamy
czekać aż coś się stanie?
- Musimy coś
wymyślić.
- Gdzie jesteś?
- Dojeżdżam do
Londynu.
- Spotkajmy się,
za godzinę. U Ciebie? – zaproponowałem.
- Okej, pasuje.
***
Jakimś cudem
okazało się, że gram koncert w Berlinie dzień po dniu z The 1975. Byli na moim
koncercie, a teraz piłam tequile z Mattym i George’em na dachu naszego hotelu.
Dobrze było się z
nimi spotkać. Daniel prawie nie pozwalał mi utrzymywać kontaktu z zespołem.
Zawsze zabierał mnie innym samolotem, innym busem, do innego hotelu.
Widzieliśmy się tylko chwilę na hali. Czasem na imprezie. W międzyczasie
musiałam iść na siłownię i do trenera śpiewu, którego dla mnie wynajął.
- Jak koncerty? –
spytał Matty.
- Chujowo –
przyznałam, trzymając się barierki i wychylając za krawędź. – Bo wiecie, Daniel
jest chujem. – Zaśmiałam się z mojej gry słów. Chłopcy mi wtórowali.
Położyłam się
między nimi i patrzyłam w gwiazdy.
- I nudno –
dodałam. – Poza dzisiejszym wieczorem. Cieszę się, że tu ze mną jesteście. Mam
się do kogo odezwać.
Wtuliłam się w
nich.
Gdy opróżniliśmy
butelkę Matty udał się do swojego pokoju, a George podążył za mną.
***
Dzisiaj grałabym
ostatni koncert trasy. Byłam w Londynie.
Po koncercie,
udaliśmy się na imprezę. Tym razem mogłam posiedzieć z Elliottem, Jacksonem,
Mattem i Brettem. Bardzo brakowało mi ich towarzystwa.
Pojawił się na
niej również Harry. Bardzo dobrze było go widzieć. Wyglądał bardzo przystojnie.
Przynajmniej tak podpowiadał mi mój umysł.
Podszedł do mnie
z uśmiechem.
- Jak się czujesz?
– spytał.
- Dobrze, a Ty?
- Ja też,
dziękuję.
- Dobrze Cię
widzieć – powiedziałam na głos to, co chwilę wcześniej pomyślałam i ugryzłam
się w język zanim zdążyłam palnąć coś o tym, że jest przystojny.
Wydaje mi się, że
też był trochę wstawiony.
Zanim się
zorientowałam staliśmy przy toaletach całując się.
- Co my robimy? –
spytałam, łapiąc oddech i próbując myśleć trzeźwo.
To była już druga
taka sytuacja zaraz po Brit Awards.
- Nie wiem, ale
potwornie mi tego brakowało – odpowiedział na bezdechu. Złapał moje nadgarstki
i ocierał się o mnie, ponownie łącząc nasze usta.
Chwilę później
wchodziliśmy razem do hotelowego pokoju.
W pośpiechu
ściągaliśmy z siebie ubrania chcąc się ponownie połączyć.
Nigdy wcześniej i
nigdy później nie czułam czegoś takiego jak z nim. Miałam nadzieję, że on też
tak to odbiera.
Byliśmy idealnie dopasowani, jakby ktoś specjalnie zaprojektował dla nas nawzajem nasze
ciała.
Gdy się
obudziłam, leżał koło mnie z włosami rozrzuconymi wokół głowy. Wyglądał uroczo.
Tęskniłam za nim, ale gdy byliśmy osobno było nam lepiej.
Odgarnęłam włosy
z jego twarzy.
- Nie odchodź –
poprosił, łapiąc mnie za nadgarstek, gdy wstawałam z łóżka.
- Myślałam, że
śpisz.
- Już nie. Janice,
zostań.
Sposób w jaki
jego język pieścił moje imię sprawiał, że miałam ochotę zmienić zdanie i zostać
przy nim. Jednak nie mogłam tego zrobić.
Pokręciłam głową.
Pociągnęłam delikatnie rękę, żeby mnie puścił.
Czując na sobie
jego wzrok, totalnie zawstydzona zbierałam swoje rzeczy, żeby wyjść z pokoju i
wrócić do domu.
***
Spotkałem ją w
Londynie jeszcze kilka razy.
Ale każdy mój
plan kończył się niepowodzeniem. Nie chciała mojej pomocy. Wiedziałem, że w tej
chwili siedzi w Los Angeles i pieprzy Jesse’ego. Mogłem tam pojechać i
spróbować to przerwać, ale zastanawiałem się jak dużo mogę zrobić. W sumie to
nic. Sam stałem się jej dziwką. Za każdym razem, gdy przyjeżdżała było
dokładnie to samo. Wspólna noc w hotelu i jej ucieczka.
Podobno z
Jesse’em układało jej się trochę lepiej i spotykali się jakieś dwa tygodnie,
ale z uzyskanych przeze mnie informacji wynikało, że głównie ćpają, imprezują i
uprawiają seks.
Moja pomoc Janice
nie wypalała w ogóle. Jedyne na co mogłem liczyć to chwila zainteresowania, gdy
jestem obok niej.
Próbowałem
spotykać się z kimś innym, ale nie mogłem. Po prostu nic już nie smakowało tak
jak życie przy Jan. Może to żałosne, ale musiałem stracić ją przez swoją
głupotę po raz kolejny, żeby zrozumieć jak bardzo jej potrzebuję. Byłem ciekaw
ile razy zatoczyłoby to wszystko koło, gdybym był może bardziej stanowczy, a
ona mniej uparta.
Jestem przekonany,
że gdyby nie wróciła wtedy pijana do pokoju nie byłaby tak stanowcza, z kolei
ja… Gdybym był bez winy wciąż byłbym przy niej.
Leżałem teraz na
narożnej kanapie z psem Grimmy’ego na kolanach.
- Pojedź tam –
zaproponował. – Gdyby to była miłość mojego życia? Nie wahałbym się ani chwili.
- Nick, myśl
poważnie. Harry nie może od tak sobie tam jechać. Gdyby nie było Jesse’ego?
Okej. Ale co?! Tak po prostu wparuje im do sypialni? Co powie?! Musi mieć jakiś
powód, żeby tam pojechać i musi na nią po prostu wpaść.
Będąc pewien, że
sunia Nicka o imieniu Pig, nie spadnie nakryłem twarz poduszką.
- To wszystko jest
takie popieprzone… - powiedziałem.
- Najbardziej
martwi mnie jej czarny PR i to, że wytwórnia tego nie prostuje – stwierdził
Grimmy.
- Po tym jak
zwolnili Ellę nie zdziwiłoby mnie, gdyby to dodatkowo podgrzewali – przyznałem.
- Wszyscy
porównują ją do Amy Winehouse – zauważyła Alexa. – To co Harry mówi może mieć
sens. Ma mocny soulowo-jazzowy głos i wyjątkowy styl, który wiele dziewczyn
chce naśladować. Dobrze, że chociaż ma wokół siebie trochę ludzi, którym na
niej zależy.
- Jest masa ludzi,
którym na niej zależy, ale nikt ich do niej nie dopuszcza. Jest odizolowana –
jęknąłem.
- Skąd to wiesz?!
- Jednak jestem
wciąż w Modest!. Boję się, że czekamy
tylko na tragedię i mam nadzieję, że po tej tragedii jeszcze ją zobaczę. –
Podciągnąłem kolana pod brodę, schowałem twarz i zacząłem płakać. Tak bardzo
się o nią bałem, a z każdym dniem stawałem się coraz bardziej bezsilny. –
Wiecie co jest najgorsze? – spytałem ich retorycznie. – Fakt, że to moja wina.
- Harry, nie
możesz tak mówić.
- Ale tak jest. –
Wytarłem dłonią oczy. – Gdybym nie dał się wtedy sprowokować Mirandzie, wciąż
bylibyśmy razem. Ale musiałem zachować się jak głupi szczeniak.
***
Przyjechałem do
Los Angeles pod pretekstem spotkania się z Jeffem.
Udałem się na
śniadanie do naszej kawiarni z nadzieją, że tam ją spotkam. Często tu
bywaliśmy.
Nie pomyliłem
się. Siedziała sama przy stoliku ze skórzanym notatnikiem. Koniuszek długopisu
trzymała w ustach i lekko go ssała.
- Mogę? – spytałem
podchodząc i łapiąc za oparcie fotela naprzeciwko niej.
Podniosła szybko
głowę, lekko przerażona.
- T…tak… -
odpowiedziała ledwo słyszalnie.
- Coś się dzieje?
– usłyszałem gruby głos. Jakiś mężczyzna podszedł do naszego stolika.
- Nie, wszystko
okej – powiedziała. Mężczyzna odszedł, ale nie był zbyt przekonany.
- Kto to?!
- Ochroniarz.
- Chroni Cię
przede mną?
- Przed wszystkim
– odpowiedziała z westchnieniem i wiedziałem, że mówi dosłownie.
- Masz ochotę gdzieś
się ze mną dzisiaj wieczorem przejść? – spytałem.
Popatrzyła mi w
oczy. Wyglądała jakby się bała.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł…
- Wiem, że
spotykasz się z Jesse’em. Nie proponuję randki. Tylko spotkanie.
- Jeśli ktokolwiek
nas zobaczy… - pokręciła głową.
- To zapraszam Cię
do mnie. Poproszę kierowcę, żeby po Ciebie podjechał, wjedzie bezpośrednio na
posesję, wypijemy kawę, napijemy się wina, czy zjemy kolację… Co bardziej Ci
odpowiada i jeśli będziesz chciała wrócić to będziesz odwieziona tam gdzie
będziesz chciała.
- Nie o to chodzi…
Harry… To zły pomysł…
- Będziesz to wszystko prowadzić. Chcę tylko spędzić z
Tobą trochę czasu.
- Dlaczego?
- Ponieważ mi na
Tobie zależy.
***
To tyle!
Liczę na wasze opinie.
I dziękuję za jeden komentarz, ale z sercem i długości pięciu. Było mi niezwykle miło.
To jest tak pokręcone wszystko, że aż piękne haha, Jan ty głupia idiotko, mogła byś zacisnąć dupsko i nie uciekać, ja coś czuję, że coś z nią będzie nie tak, albo się zaćpa, albo jeszcze coś innego, lub ten nowy kutas coś jej zrobi i będzie to coś strasznego. Jezus to chyba, ze mną jest coś nie tak XD Mimo wszystko nadal wierzę, że będą razem bo są po prostu idealni dla Siebie, a nie tylko seks i to jeszcze w pokoju hotelowym... A tak po za rozdziałem, chciałam Ci życzyć dobrej zabawy na koncercie, żeby ten czas był niezapomniany - a napewno taki będzie :D już nie mogę doczekać się kolejnego xx :*
OdpowiedzUsuńJezus ja chcę go już, zaraz, teraz!!