Gdy rano się obudziłam, Harry leżał na boku i uważnie mi
się przypatrywał.
Wziął jedną z moich dłoni i patrząc mi w oczy złożył
pocałunek na kłykciach. Zawstydziłam się i spuściłam wzrok, przygryzając wargę.
Kątem oka dostrzegłam, że lekko się uśmiechnął.
Delikatnie wyswobodził moją wargę, a potem schylił się, żeby mnie pocałować.
- Jak się spało? – spytał z uśmiechem, wycierając spod
moich oczu rozmazaną przez sen maskarę.
- Bardzo dobrze – odpowiedziałam, przeciągając się.
- Mi tak samo. – Pokazał dołeczki w policzkach. – Nawet
nie wiesz ile znaczy dla mnie to, że wczoraj przyjechałaś… - spoważniał,
wracając do moich oczu.
- Harry…
- Przepraszam za wszystko co zrobiłem i pewnie jeszcze
zrobię – stwierdził wzdychając i oparł swoje czoło na czubku mojej głowy.
- Co teraz? – spytałam, zbierając się na odwagę.
Zaciągnął się zapachem moich włosów i wtulił w moją szyję
składając pojedyncze pocałunki.
- Nie wiem – powiedział szeptem pomiędzy pocałunkami,
prosto do mojego ucha. – To zależy od Ciebie… - dodał.
- Nie – nie zgodziłam się. Zaskoczony moją stanowczością
odsunął się ode mnie, żeby na mnie spojrzeć. – Masz się określić – zażądałam. –
Wy tak zawsze macie. Niby wszystko wie najlepiej, ale żadnych konkretów.
- Wy? – podniósł brew rozbawiony.
- Ty i moja mama.
- Jestem jak Twoja mama? – zaśmiał się.
- Nie odwracaj kota ogonem.
- Dobrze – próbował się powstrzymać od śmiechu. – Ale to Ty
zawsze unikasz stwierdzeń wprost. Więc powinnaś powiedzieć co do mnie czujesz.
- Wiesz co czuję. W końcu tu przyjechałam.
- Wiem – westchnął, muskając zewnętrzną stroną palca
wskazującego mój policzek. Znów musnął swoimi wargami moje usta. – Gdy
wyjechałaś, a ja zachowałem się… Sama wiesz jak, potrzebowałem dosłownie dnia,
żeby zrozumieć co zrobiłem. Pewnie zreflektowałbym się szybciej, gdyby nie to,
że Louis przyszedł do mnie, uderzył mnie i zrobił kazanie. Bardzo mnie to
zdenerwowało. – Odgarnął moje włosy z twarzy. – Nie mogłem znieść myśli, że nie
ma Cię przy mnie, że nie mogę z Tobą porozmawiać, nie mówiąc już o tym, żeby
Cię dotknąć. Doprowadzało mnie to do szału. – Ważył słowa, ale zrobił na mnie
olbrzymie wrażenie. Nie był osobą wylewną i nie spodziewałam się, że faktycznie
powie mi o tym, co czuje. – Tak bardzo się bałem…
- Dlaczego tyle piłeś? – spytałam nieśmiało, nie
rozumiejąc mimo wszystko jego motywacji.
Pokręcił głową zaciskając oczy.
- Bo wtedy nie bolało tak bardzo. Chyba dzięki temu co
wtedy czułem, uświadomiłem sobie, że znaczysz dla mnie więcej niż sam chciałem
przed sobą przyznać. – Złożył na moich ustach kolejny pocałunek. – Nie
zostawiaj mnie więcej – poprosił.
Dotknęłam jego policzka.
- I need the sun to
break (Niech słońce wyjrzy zza chmur), You’ve woken up my heart (Obudziłaś moje serce), I’m
shaking (drżę), my luck could change (ponieważ moje szczęście może się
odwrócić). – Zanucił.
Odkrywając moje nagie ciało. – Been in
the dark for weeks (przez tygodnie żyłem w ciemności), And I’ve realised you’re all I needed (żeby uświadomić sobie , że jesteś wszystkim czego potrzebuję), I hope I’m not too late (Mam nadzieję, że nie jestem za późno). I hope I’m not too late (Mam nadzieję, że nie jestem za
późno).
Naciskał moje ciało wywołując ponownie gęsią skórkę, dokładnie
śledząc swoje ruchy.
Gdy skończył spojrzał na mnie.
- Jesteś piękna… - szepnął.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam. Całował mnie
podciągając moją nogę do góry. Oplotłam go w pasie.
Oderwał się ode mnie.
- Uwielbiam, gdy tak robisz – stwierdził z uśmiechem.
Przygryzł delikatnie skórę na mojej szyi. Czułam jego
rosnącą erekcję na swoim podbrzuszu. Odwrócił nas z łatwością tak, że teraz to
ja nad nim górowałam.
- Janice? – spytał w pewnym momencie, gdy tym razem ja
całowałam jego szyję i obojczyki.
- Tak? – odsunęłam się.
- Przepraszam, że niszczę nastrój…
- Ale... – zaśmiałam się, prostując do pozycji siedzącej.
- Zabezpieczasz się, prawda? – spytał.
- Na to chyba trochę za późno, co? – założyłam dłoń na
boku. Szelmowsko się uśmiechnął.
- Nie miałbym nic przeciwko, warto jednak się upewnić
czego mogę się spodziewać – wyjaśnił zupełnie szczerze, zbijając mnie całkiem z
tropu.
- Ale… ja… Myślisz, że…
- Myślę, że byłabyś niesamowitą mamą.
Tego nie spodziewałabym się po nim NIGDY.
- Zabezpieczam się – odpowiedziałam nieco skołowana.
- Tak właśnie mi się wydawało. W sensie, że codziennie
bierzesz jakieś tabletki. Mimo wszystko uważam, że moglibyśmy stworzyć prawdziwą
rodzinę.
- Harry…
- Wiem, to za dużo. Mówię tylko co myślę, przepraszam – stwierdził,
splatając nasze dłonie.
- Nie przepraszaj za bycie sobą – poprosiłam go, wracając
do jego ust. Przeniósł ręce na moje biodra i kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy
wcześniej.
***
Usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi. Chwilę później
drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich najpierw burza włosów, a potem błękitne
oczy Louisa.
- Mogę? – szepnął.
Skinęłam głową i odłożyłam swój telefon.
- Nie zeszliście na śniadanie.
- Zamówiliśmy do pokoju – wyjaśniłam.
- Żyjecie? – spytał mnie.
- Tak – odpowiedziałam półgłosem, żeby nie obudzić
Harry’ego. Bawiłam się jego włosami. Jego ciało ściśle mnie obejmowało.
- Dobrze, że w końcu śpi… - stwierdził.
- Mówiłeś, że spał ostatnio w busie.
- Raczej wegetował. Włączał muzykę i leżał. Czy wy… -
wskazał nas palcem.
- Tak – przyznałam, drapiąc się po głowie.
- Głupie pytanie. Wszystko sobie wyjaśniliście?
- Sama nie wiem.
- On Cię potrzebuje. Pamiętaj o tym.
Skinęłam głową.
Wstał i wyszedł.
***
- Harry, musimy wstawać –
powiedziałam cicho do jego ucha.
Jęknął mocniej mnie ściskając.
- Musimy się zebrać, bo za godzinę
powinniśmy wyjeżdżać do hali.
Otworzył oczy z westchnieniem.
- Weźmiemy razem prysznic? – spytał.
- Nie masz dosyć? – zaśmiałam się.
Pokręcił głową, z miną zbitego psa.
- Dobrze… - zgodziłam się
przewracając oczami.
Wzięliśmy razem prysznic.
Chłonęłam jego dotyk i bliskość.
Nigdy jednak nie spodziewałabym się, że otrzymam to wszystko z jego strony aż w
takiej ilości. Gdy oddychałam, poruszałam się, mówiłam – wszędzie był on. Tylko
on. Pochłonął mnie do reszty.
Jego obecność wydawała się być niezwykle
intensywna, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Potrzebowaliśmy siebie
nawzajem, jednak bałam się opuścić teraz ten pokój i to wszystko, co między
nami się wydarzyło.
- Nie mam się w co ubrać – zauważyłam
błyskotliwie, gdy wyszliśmy owinięci z łazienki w ręczniki.
- Zaraz Ci coś znajdę – zaproponował Harry,
sięgając do swojej walizki.
Chwilę później wyciągał z walizki
koszulę i rurki.
Rozłożyłam spodnie trzymając je na
wysokości ramion, a mimo tego ciągnęły się po ziemi.
Podniosłam brwi, wywołując śmiech
Harry’ego.
Wciągnęłam jego bokserki i zapięłam wczorajszy
biustonosz. Następnie naciągnęłam spodnie. Nie było to łatwe, ale wygrałam. Jeansy
mocno pomarszczyły się na łydkach i szczerze tego nienawidziłam, ale chyba nie
miałam wyboru. Nałożyłam koszulę. Spojrzałam na przyglądającego mi się
Harry’ego. Podniósł do góry jeden kącik ust i patrząc mi w oczy podszedł, by
zapiąć guziki. Muskał palcami delikatnie moją skórę. Dotknął jeszcze opuszkiem
śladu na obojczyku, który zostawił wczoraj na moim ciele. Gdy skończył,
przyciągnął mnie do siebie.
- Jesteś wyjątkowa – szepnął, żeby
móc mnie pocałować. – Dziękuję za to, że tu jesteś.
Skinęłam niepewna jak się zachować
głową.
- Gotowa stawić czoła środowisku
zewnętrznemu? – spytał.
- Nie… - jęknęłam, oplatając rękami
jego szyję i mocno go do siebie dociskając.
-Dusisz mnie – zaśmiał się.
Puściłam go, ale przy okazji
przewróciłam oczami.
- Pamiętaj, że to Ty mnie wyciągnęłaś
z łóżka – przypomniał.
- Po prostu to ja jestem tą
odpowiedzialną osobą.
- Polemizowałbym.
Harry nacisnął na klamkę. Na chwilę
wstrzymałam oddech.
Przepuścił mnie w drzwiach, a gdy
znaleźliśmy się na zewnątrz chwycił moją dłoń.
- To Ty opuściłaś swoje przyjęcie.
- Nie żałuję, że to zrobiłam –
przyznałam cicho.
Widziałam jak się uśmiecha. Był to nieśmiały
uśmiech, ale wiem, że te słowa były dla niego ważne i co najważniejsze, było to
z jego strony całkowicie szczere.
Weszliśmy do Rest Roomu.
- O, Jan! Co Ty tu robisz?! –
usłyszałam głos Caroline, stylistki chłopaków.
- Witaj, Caroline – powiedziałam
tuląc ją do siebie. – Tak wyszło… - zawstydziłam się.
- Działamy spontanicznie! – odezwał
się Harry, który wciąż trzymał dłoń na moich plecach.
- Cieszę się, Harry, że czujesz się
lepiej – stwierdziła. – Chodź, Kochana… Widzę, że spontaniczność nie pozwoliła
zadbać Ci o strój – zwróciła się do mnie.
Zanim Harry mnie puścił, zostawił
jeszcze na moich ustach pocałunek.
Wróciłam już przebrana i pomalowana.
Pożyczyłam od Lottie jeansy. Chciałam zostawić mimo wszystko koszulę Harry’ego.
Musiałam też zostać przy szpilkach, ponieważ nikt nie miał tak małej stopy jak
ja. Przy okazji Lou, Caroline, Lottie i Sophia dokładnie mnie przemaglowały.
Wróciłam do chłopaków. Harry
przyciągnął mnie od razu do siebie.
Niall i Liam popatrzyli po sobie, a
potem spojrzeli na Louisa, który zaserwował im niezbyt dyskretne spojrzenie.
Zawstydziłam się i schowałam twarz w szyi Harry’ego.
- Skąd masz lody?! – usłyszałam
piskliwy męski głos.
Zerwałam się.
John, jeden z dźwiękowców szedł z
porcją prawdziwych sorbetów.
- Sarah zrobiła – wyjaśnił,
wzruszając ramionami.
Spojrzałam na Louisa.
- Ostatni u Sarah’y śmierdzi! –
krzyknął chłopak i zaczął biec w kierunku kateringu. Do przebycia był dość
spory kawałek.
Zeskoczyłam z kolan Harry’ego i
ściągając w biegu szpilki ruszyłam w kierunku wyjścia z pokoju.
- Louis zostawił deskę – szepnął
teatralnie Liam, wskazując środek transportu w rogu pokoju. Pocałowałam go w
policzek, wzięłam deskorolkę i pojechałam, wyprzedzając Lou w połowie dystansu.
Lou krzyknął coś o tym, że to nie
sprawiedliwe i rzucił się na mnie, przewracając mnie na ziemię.
Pisnęłam, a potem jęknęłam z bólu
czując zderzenie z ziemią.
***
- Nie wiem czy to dobrze, ale Twoja
dziewczyna jest kopią Tommo – stwierdził Niall, a ja wzruszyłem rozbawiony
ramionami. Gdy zaczęli się dogadywać, bałem się, że może coś między nimi się
zrodzi, ale z czasem zauważyłem, że nie ma takiej możliwości. Są jak
rozdzielone rodzeństwo. Z resztą z Lottie też super się dogadywała, co mogłoby
potwierdzać moją teorię.
- Jesteście naprawdę razem? – spytał
mnie Liam.
- Chyba tak… - odpowiedziałem
niepewnie, drapiąc się po policzku.
- Och! W końcu! – rozluźnił się
Niall.
- O czym mówisz? – zdziwiłem się.
- Wszyscy zastanawiali się kiedy w
końcu ruszysz mózgiem, a nie dupą i zaczniecie ze sobą być.
- No przestań…
- To prawda – poparł go Liam. –
Najwyższa pora. Idealnie do siebie pasujecie.
Do pokoju wszedł Louis, trzymając na
barana Janice.
Lou podtrzymywał ją jedną ręką,
drugą trzymał deskę. Jan trzymała dwie porcje lodów.
- Coś się stało? – zmarszczyłem brwi.
Nie podobało mi się to, że dotyka prawie jej tyłka. Było to dla mnie coś
zupełnie nowego.
Lou postawił ją na ziemi.
Siadła mi znów na kolanach.
- Przewróciła się – wyjaśnił Lou.
- To on mnie przewrócił! – zaprotestowała.
Nakierowałem swoją dłonią trzymane
przez nią lody do mojej buzi. Były pyszne. Poruszyła ręką i wybrudziła mój nos.
- Janice! – upomniałem ją.
Uroczo się uśmiechnęła i nieśmiało
scałowała sorbet z mojej twarzy.
Korzystając z okazji pogłębiłem
pocałunek.
- Fuuu… - jęknął Louis, na co
pokazała mu środkowy palec.
***
- I’m sorry, if I say I need you (Przepraszam, gdy mówię, że Cię potrzebuję), but I don’t care, I’m not scared of love (ale mam to gdzieś, nie boję się miłości), ‘cause when I’m not
with you I’m weaker (ponieważ gdy nie jestem
z Tobą czuję się słabszy), Is that so wrong (Czy to jest tak złe)? Is it so wrong (Czy to tak złe)? – śpiewałem do niej.
Złapałem ją wzrokiem i utrzymywałem kontakt. Podszedłem do miejsca, w którym
stałem i klęknąłem. – So baby hold on to
my heart (Więc Kochanie, trzymaj
moje serce), need you to keep me from falling apart (potrzebuję Cię, żebym się nie rozsypał), I’ll always hold on (Zawsze będę się trzymać), ‘cause you make me
strong (ponieważ sprawiasz, że
jestem silniejszy) – skończyłem. Była dla mnie najlepszą rzeczą jaka
mogła mi się w ostatnim czasie przydarzyć. Tak bardzo się tego wszystkiego
bałem i trzymałem na dystans, ale zrozumiałem jak bardzo jej potrzebuję, gdy
odeszła.
Dzisiaj rano, gdy się
obudziła była bardzo nieufna w stosunku do mnie. Gdy wychodziliśmy z pokoju,
jej strach o to co będzie dalej, sprawił mi ból. Czułem jej niepewność względem
tego co jest między nami i nie winiłem jej za to. Louis miał rację, zafundowałem
jej przez ostatni rok rollercoaster i musiałem udowodnić jej moje uczucia.
Była moim powietrzem,
tym co sprawiało, że trzymam się kupy i dzięki czemu jestem silniejszy.
Aawww słodko...
OdpowiedzUsuńJ+ H = ♥
Jezus wreszcie razem, niewyżyci są hahah, ale strasznie słodcy, cieszę się, że wreszcie Harry i Janice są razem naprawdę, tak długo na to czekałam, ale wreszcie się doczekałam, jestem ciekawa co będzie dalej xx
OdpowiedzUsuń