niedziela, 13 września 2015

Rozdział XXV

Witajcie!
Wyjątkowo rozdział w dniu dzisiejszym (czyli trochę wcześniej niż zazwyczaj są rozdziały dodawane), ponieważ nie mogę się doczekać waszych opinii.
Poza tym mam wyjątkowo dobry humor, ponieważ okazało się, że lecę w październiku na koncert do Dublina! :D
Jeśli ktoś z osób czytających lub zwyczajnie przeglądających również się tam wybiera to zapraszam do kontaktu, będzie mi bardzo miło.
Tym czasem...

Uwaga, rozdział zawiera treści, które mogą być uznane przez niektórych za obraźliwe lub niestosowne. Z resztą sami wiecie.

Jeeej! Czerwona czcionka ;)

***

- Gratulacje! – krzyknął ktoś biegnąc do mnie i łapiąc mnie w ramiona, a potem obracając wokół własnej osi.
- Niall?! – zdziwiłam się. – Co Ty tu robisz?! – spytałam.
- Niespodzianka! – usłyszałam, a w chwilę po tym przed moimi oczami wyrosła Lottie.
-Pamiętam, gdy wydaliśmy naszą pierwszą płytę. To było duże przeżycie! – stwierdził Niall.
- Czuję się trochę dziwnie, ponieważ jeszcze nie odniosła sukcesu, a już świętujemy – przyznałam.
- Ale odniesie! Gwarantuję Ci. – Lottie mówiąc to złapała mnie za rękę i pociągnęła do baru.
- Weźmiesz mi drinka? – spytała robiąc oczy kota ze Shreka.
- Nie rozpijam nieletnich!
- No przestań! Louis zawsze mi coś kupuje.
Przewróciłam oczami i wręczyłam jedno z dwóch Mojito, które podniosłam z baru.
- Dzięki – dała mi buziaka w policzek i uciekła gdzieś, natomiast jej miejsce zajął Niall.
- Jak się czujesz? – spytał mnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie przyjechał, prawda? – spytałam cicho.
- Nie. Lou i Liam z nim zostali – odpowiedział nie patrząc na mnie.
Pokiwałam głową.
- Louis na początku bardzo z nim o to walczył, ale jakieś trzy dni temu się poddał.
- Poddał?! – spytałam niedowierzając.
- Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać…
- Nie, Niall… Nie mogę.
- Jest z nim źle.
- On tak zawsze robi. Rani mnie, a potem przychodzi z płaczem i mówi, że to już ostatni raz. Po raz pierwszy naprawdę udało mi się zdystansować.
- Nie udało Ci się. Kurewsko go potrzebujesz, a on potrzebuje Ciebie. Rozmawiałaś z Louisem?
- Tak.
- Mówił Ci o tym jak się zachowuje Harry od kiedy wyjechałaś?
- Nie rozmawialiśmy o nim.
- Proszę… Oboje wiemy, że Harry jest dla mnie jak brat, ale możesz być pewna, że gdybym wiedział, że wszystko będzie z nim dobrze, to nic bym nie mówił.
- Mi też jest ciężko – usprawiedliwiałam siebie.
- Proszę… Nie widziałem go jeszcze nigdy w tak złym stanie. Błagam Cię… Porozmawiaj z nim…
Spojrzał mi prosto w oczy i widziałam w nich jego zdenerwowanie, troskę, niepewność i niepokój.
Przygryzłam wargę.
- Wiesz, że w innym przypadku bym tego nie zrobił, prawda? – ponowił prośbę.
- Niall… Ja nie wiem czy dam radę, gdy znów mnie odepchnie. To nie jest proste i nie chcę przez to za każdym razem przechodzić, bo kolejny raz boli coraz bardziej.
- Dlaczego od razu zakładasz, że odepchnie?!
- Bo zawsze to robi. On taki jest. Muszę się przewietrzyć. Wybacz – powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia oddając mu moje mojito.
Wymknęłam się z budynku. Przeszłam kawałek, żeby nikt mnie nie mógł zobaczyć i oparłam się o ścianę budynku wyciągając z mojej kopertówki drżącymi dłońmi papierosy. Gdy już poczułam dym w płucach i nieco się rozluźniłam wyciągnęłam telefon ignorując kolejne trzy nieodebrane połączenia od Harry’ego i wybrałam numer Louisa.
- Tak? – odebrał po pierwszym sygnale.
- Co z nim? – spytałam.
- Gadałaś z Niallem. – Zgadł.
- Tak.
- Rano miał potwornego kaca, gdy przyjechaliśmy z koncertu, a całą drogę tu przespał. Od tego czasu siedzi u siebie w pokoju.
- Czemu miał kaca?! Skoro…
- Ponieważ od tygodnia albo chodzi zalany w trzy dupy, albo znika.
- Ale przecież macie koncerty.
- Nie musisz mi tego mówić.
- Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?!
- Nie chciałem znów na Ciebie tego zrzucać. Chciałem dać mu jeszcze trochę czasu na ogarnięcie i dojście do siebie – wyjaśnił. – Dlaczego on Ci to powiedział?! – tym razem zwrócił się jakby sam do siebie.
- Lou, porozmawiam z nim.
- Nie musisz tego…
Rozłączyłam się. Byłam rozdarta.
Jak na zawołanie na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętego chłopaka w nieco rozczochranych przeze mnie samą włosach, podczas gotowania. Lubiłam, gdy był beztroski i prawdziwy. Nie musiał nikogo udawać i pilnować samego siebie, żeby nie zrobić lub nie powiedzieć czegoś, czego nie powinien.
Odebrałam połączenie wstrzymując na chwilę oddech.
- Halo? – powiedziałam szybko.
- Janice?! – usłyszałam w jego głosie zdziwienie. Pewnie nie spodziewał się, że mogę odebrać. Czyli jednak faktycznie się poddał?
- Tak, Harry – odpowiedziałam równie cicho.
- Ja… - zaczął. – Janice… - w jego głosie wyczułam ból, co rozerwało moje serce na miliony malutkich kawałeczków.
- Co się dzieje? – spytałam.
- Potrzebuję Cię… - mówiąc to załamał mu się głos. Słyszałam teraz jak walczy z płaczem i próbuje wziąć pełen oddech, jednak bez powodzenia.
- Ciii... – szepnęłam. – Jestem. Musimy teraz tylko uspokoić oddech – powiedziałam cicho. – Dobrze? – oczekiwałam jego potwierdzenia.
- T…tak… - znów zaniósł się płaczem. Postępowałam z nim jak z małym dzieckiem, ale ciężko było mi dokładnie określić stan w jakim się znajduje. Wiem, że nie było dobrze.
- Słuchaj mnie, dobrze? – zaczęłam głęboko i powoli oddychać, na tyle głośno żeby mógł mnie usłyszeć i zgodnie z moim planem jego oddech zaczął się wyrównywać i uspokajać.
- Dziękuję… - szepnął. – Przepraszam za to co ci robię… - powiedział nagle.
- Harry, o czym Ty mówisz?!
- Nie udawaj. Jestem chujem. Robię Ci za każdym razem krzywdę i oczekuję, że dalej będziesz chciała mnie znać… Przepraszam… Powinienem uszanować tym razem twoją decyzję – rozłączył się.
Wróciłam szybko do klubu, w międzyczasie sprawdzając lot.
Znalazłam Nialla.
- Musisz mi szybko podać adres hotelu – powiedziałam zdyszana.
- Co? – zaskoczyłam go.
- Jesteście w Belfaście, tak?
- Tak, dzisiaj rano przylecieliśmy.
- No właśnie. Podaj mi adres hotelu.
- The Merchant Hotel.
- A, no dobra. To już wiem. Dzięki. – Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
- Co Ty najlepszego wyprawiasz?
- Jadę do niego.
- Nie.
- Kazałeś mi zadzwonić, zrobiłam to i wiem, że muszę teraz przy nim być.
- Nie o to chodziło. Skoro wie, że jesteś…
- On mnie potrzebuje i jadę do niego. – Puścił moją rękę, najprawdopodobniej wiedząc, że nie odpuszczę.
- To Twoja impreza. Jutro też tam jedziemy z Lottie. Możesz się z nami zabrać.
- Za chwilę mam samolot – poinformowałam. – Mogę dać wam moje klucze do mieszkania – zaoferowałam.
- Nie, dzięki. Mamy już wynajęty hotel – wyjaśnił.
Dałam mu buziaka w policzek i wybiegłam na dwór. Złapałam taksówkę i pojechałam na lotnisko Heathrow. W międzyczasie zadzwoniłam do Elli, która trochę się na mnie zdenerwowała, ale łatwo odpuściła i do Lou, żeby podał mi konkretniejsze wskazówki, żebym mogła już w hotelu trafić do Harry’ego.
W samolocie przeklęłam swój strój. Miałam na sobie cały komplet Saint Laurent. Składał się z niebotycznych szpilek, koszulowej sukienki w czaszki do połowy uda i czarnego prostego płaszczyka z rękawem ¾.
Było mi potwornie zimno. Nie wiem, czy przez nerwy, czy przez klimatyzację i strój, ale  czułam się niekomfortowo.
- Przepraszam, czy mogłabym poprosić jakiś koc? – spytałam Stewardessy.
- Oczywiście – odpowiedziała ze skinieniem i zniknęła z mojego pola widzenia.
Chwilę później przyniosła czerwony pled.

***

Louis czekał na mnie przy recepcji. Od razu mocno mnie przytulił.
- To trochę dramatyczne – zaśmiałam się, lekko zestresowana sytuacją.
- To piękne – odpowiedział. – I w stylu Harry’ego. On lubi dramatyzować – zażartował. – W ogóle bardzo ładnie wyglądasz. – Lekko się uśmiechnął.
- Dzięki. – Dałam mu buziaka w policzek. Lou dał mi kartę do pokoju Harry’ego.
-Jak coś to wiesz, gdzie śpię – dodał i odszedł.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam po cichu do pokoju. Jak cały hotel, pokój bardzo onieśmielał mnie swoim widokiem. Wyglądał jak pałac. Czułam się, jakbym przeniosła się o wiele wieków wstecz i wylądowała na przykład na dworze Ludwika XIV, choć nie wiem, czy to oddawało znajdujący się tu przepych w całości.
Leżał na łóżku. Myślałam, że śpi, ponieważ nie poruszył się, gdy weszłam.
Z głośników płynęły dźwięki mojej płyty. W jakiś sposób mnie to dotknęło. Wyłączyłam odtwarzacz i nagle pokój spowiła całkowita cisza.
- Louis… - warknął cicho zirytowany Harry. Jego głos był wyczerpany. Odwrócił się na łóżku, przez co nasze spojrzenia się spotkały. Początkowa złość na Louisa widoczna w jego oczach, która sprawiła, że lekko skuliłam ramiona, przerodziła się w strach i niepewność.
- Janice? – niedowierzał.
Podeszłam niepewnie do łóżka. Ściągnęłam niezgrabnie szpilki. Płaszcz rzuciłam na krzesło i siadłam na krawędzi łoża, co nie było łatwe, ze względu na jego niestandardową wysokość.
Patrzył na mnie przekrwionymi oczami. Miał napuchniętą od płaczu twarz i sińce pod oczami. Jego skóra była nieco poszarzała. Nie omieszkałam też zauważyć, że schudł. Nie bardzo wiedział jak się zachować. Był spięty.
Dotknęłam jego policzka.
Zamknął oczy, delikatnie drżąc pod wpływem mojego dotyku. Poczułam jak się rozluźnia i głębiej oddycha. Położył swoją ciepłą dłoń na mojej. Gdy jej nie zabrałam spojrzał na mnie.
Niepewnie wyciągnął w moim kierunku drugą rękę. Kątem oka dostrzegłam, że chwilę mi się przyglądał, oblizując szybko wargę, a zaraz potem jego wzrok powędrował tam gdzie mój, czyli na jego dłoń. Nie doczekując się z mojej strony jakiegokolwiek sprzeciwu, gdy położył ją na mojej talii, przyciągnął mnie do siebie. 
Czując go przy sobie, czułam się dobrze i bezpiecznie, niezależnie od tego co między nami się działo.
Klęczałam teraz przed nim na łóżku.
Złączyłam nasze czoła, a on musnął moje wargi. Podtrzymałam pocałunek, który chłopak z każdą chwilą pogłębiał. Zaczął rozpinać guziki mojej sukienki (lub koszuli) i gdy skończył, zsunął ją z moich ramion. 
Miałam na sobie teraz tylko czarną koronkową bieliznę. Wiele razy wcześniej Harry widział mnie w bieliźnie, a nawet bez niej, jednak nigdy nie czułam się z nim aż tak intymnie. Chłonął moje ciało wzrokiem wodząc po nim dłonią. Nacisk jego palców na mojej skórze powodował gęsią skórkę.
Na jego bokserkach zauważyłam bardzo dobrze widoczne wybrzuszenie.
Byłam teraz zupełnie bezbronna. Oddałam się Harry’emu. Potrzebował tego.
Zaczął obcałowywać moją szyję i obojczyki.
- Jesteś piękna… - szepnął do ucha. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Przymknęłam oczy. Objął mnie znów w talii, ja z kolei oplotłam rękoma jego szyję. Położył mnie.
- Jesteś moim powietrzem – powiedział, tym razem nieco głośniej niskim, zachrypniętym głosem, wysyłając impuls w dół mojego ciała. Potrafił rozerwać moje serce i zszyć je właśnie takimi słowami, które nie pozwalały mi się od niego uwolnić. Było to dla mnie niezwykle ważne wyznanie.
Był gorący i podniecony. Czułam jak się o mnie ociera. Ściągnął mi biustonosz i majtki. Dotykając nowo odsłoniętych miejsc.
Zsunął swoje bokserki i bez słowa ostrzeżenia znalazł się we mnie.
Oboje wydaliśmy z siebie jęk, po czym on lekko drżąc odnalazł moje usta swoimi. Był bardzo blisko spełnienia, co mogłam określić po temperaturze jego ciała.
Poruszał się wolno, ale bardzo głęboko. Tak jakby od tego zależało jego życie. Oplotłam go nogami, dociskając mocniej w pasie. Chciałam być jeszcze bliżej. Czuć go jeszcze mocniej. 
Miałam wrażenie, że nasze ciała są dla siebie stworzone. Raz po raz całował moje usta i szyję, szepcząc moje imię.
Bałam się konsekwencji. Myślę, że nie przeżyłabym kolejnego odtrącenia z jego strony, jednak nie chciałam o tym teraz myśleć.
Poczułam jak zwalnia i we mnie dochodzi.
Po jakiejś minucie odsunął się nieznacznie. Patrzył mi w oczy. Pocałował moje czoło, nos, zatrzymał się na chwilę przy ustach i zaczął schodzić w dół pieszcząc moje ciało. Miałam wrażenie, że zna moje wszystkie wrażliwe punkty, które dotykał i całował, żeby doprowadzić mnie do spełnienia. Cicho pojękiwałam, gdy robił mi dobrze. Trzymałam dłonie w jego długich, kręconych i niesamowicie miękkich włosach.
Wrócił do mojej twarzy. Odgarnął mi z twarzy kosmyk i założył za ucho. Lekko się uśmiechnął.
- Gotowa na mnie? – spytał.
Przygryzłam wargę i skinęłam głową marząc o tym, żeby znów mnie wypełnił.
Ponownie we mnie wszedł. Tym razem jednak dużo bardziej delikatnie. Poczułam jak po raz kolejny rozciąga ścianki mojego ciasnego wnętrza. Zaczął się poruszać we mnie nieco szybciej niż wtedy. 
Tym razem patrzył mi w oczy i walczył bardziej o moją przyjemność niż o swoją. Czułam, że w tej chwili do niego należę. Jednak nie w zły sposób. Chciał, żebym była jego, dając mi całego siebie. Złapał jedną z moich nóg i przeniósł ją sobie na ramię dzięki czemu czułam go jeszcze głębiej i jeszcze intensywniej. Wystarczyło kilka ruchów, żebym osiągnęła szczyt wyginając się w łuk i wypowiadając jego imię.
Poczułam jak w momencie, w którym zacisnęłam się mocniej wokół jego penisa, ponownie doszedł.
Wziął mnie w swoje ramiona i wtulił w swoją klatkę piersiową, głaszcząc moje włosy i czekając aż dojdę do siebie.
- Wszystko dobrze? – spytał, gdy podniosłam się na ramionach, żeby na niego spojrzeć.
Pokiwałam głową lekko onieśmielona jego uśmiechem.
Dotknął mojego policzka.
- Jesteś piękna – powtórzył. Musnął kciukiem moje usta, a potem zjechał do szyi i zatrzymał się przy obojczykach wodząc po śladzie, który zostawił na mojej skórze.
- Czemu przyjechałaś? – spytał nagle odwracając wzrok. Nie chciałam go tracić, a miałam wrażenie, że znów się przede mną zamyka.
- Bo myślałam, że mnie potrzebujesz – odpowiedziałam nieco zawiedziona. Wyczuwając ton mojego głosu spojrzał na mnie. Jednak nie spotkał moich oczu, ponieważ walczyłam teraz ze sobą, żeby się nie rozpłakać, patrząc na swoje dłonie. Poczułam się odrzucona.
- Janice… - powiedział przejęty. – Spójrz na mnie. Proszę. – Podniósł mój podbródek. Nie mając wyboru zrobiłam to o co prosił. – O Matko! Znowu Ci to robię, prawda? – szepnął. – Janice… Proszę… Nie o to mi chodziło. Oczywiście, że Cię potrzebowałem. Na Boga! Wciąż potrzebuję. Myślałem, że masz dzisiaj imprezę z okazji wydania płyty.
- Już chyba się skończyła – zauważyłam, spoglądając za okno. Było już prawie całkiem jasno. – Poza tym to nie jest takie ważne – powiedziałam lekko zagubiona w tym co chciał, albo czego nie chciał mi przekazać. Sam chyba nie był do końca pewien.
- Oczywiście, że jest.
- Wolałam się upewnić, że z Tobą wszystko w porządku – przyznałam znów unikając jego wzroku.
- Tak, teraz już w jak najlepszym… - odpowiedział cicho składając pocałunek na moim czole i ponownie wtulając moje małe ciało w swoje. – Śpijmy… Jest już późno… - powiedział, kradnąc wcześniej jeszcze jeden pocałunek, tym razem w usta.
Splątałam nasze nogi ze sobą i pozwoliłam nam odpłynąć.

Mimo wielu niepewności i niedopowiedzeń między nami, dzięki swojej obecności usnęliśmy niemalże od razu.

***

I jak? Co sądzicie? Myślicie, że Harry znów zachowa się jak penis, czy tym razem jednak nastąpi w nim zmiana? ;)

Liczę na wasze opinie!

A teraz...
DOBRANOC :*


2 komentarze:

  1. No kurwa kocham cię za to ff ♥
    Harold aby nie zachowaj się jak skończony pajac i nie Spieprz tego... Życzę weny i czekam na następny ;*
    PS sory za takie wulgarne wyrażenia ale inaczej się tego określić nie do
    I pierwsza hahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus to jest tak niesamowity rozdział, jejku mam nadzieję, że Harry wreszcie powie jej, że ją kocha bo przecież tak jest, oni oboje są tak cudowni, ze sobą, nie widzę innej opcji jejku, cudowny, przecudowny rozdział, już się nie mogę doczekać kolejnego, jezu xx :*

    OdpowiedzUsuń