środa, 9 września 2015

Rozdział XXIV

Za chwilę miał zacząć się koncert, a ja spałam na jednej z kanap w hali w oczekiwaniu na Louisa.
- Janice! – powiedział do mojego ucha, po czym wsadził mi do niego swój obśliniony palec.
Pisnęłam i zerwałam się na równe nogi. Tak, tylko zwróciliśmy uwagę wszystkich w okolicy.
- Chciałaś porozmawiać.
- Tak. Chodźmy na papierosa – zasugerowałam, dzięki czemu pozbyliśmy się ewentualnego towarzystwa.
Wzięliśmy szybko kawę z sali z cateringiem i poszliśmy na parking dla ekipy.
- Co się dzieje? – spytał.
- Zostałam wcielona w „friend zone”
- Jak to?
- Wczoraj wieczorem zaproponowałam, że mogę mu pomóc wiesz…
Widziałam jak szeroko się uśmiecha, ale zignorowałam to kontynuując wypowiedź.
- … no i powiedział, że nie, bo jestem dla niego niewinna i czysta.
- Ty?! – zaśmiał się Lou.
- Też tak zareagowałam. Ale powiedział, że dla niego zawsze.
- Nie uważasz, że to kwestia szacunku?
- Dla Harry’ego?!
- No dobra… Sam nie wiem. Myślę, że on czuje to co Ty, tylko jeszcze nie wie.
Pokręciłam głową.
- Nie przedłużasz?
- Nie.
- Jesteś pewna?
- Nie, ale w końcu trzeba to skończyć.
- Harry o tym wie?
- Nie rozmawialiśmy nawet o przedłużeniu. Chyba oboje szykowaliśmy się na zakończenie.
- Dla niego to będzie cios.
- Nie przesadzaj.
- Stałaś się dla niego kimś bliższym niż ja i chłopaki. On nie będzie potrafił tak łatwo tego odpuścić.
- Mówię Ci, że wiedzieliśmy że tego nie przedłużymy.
- Powinnaś wiedzieć, że to co Harry myśli w głębi serca i to co myśli, że myśli to dwie różne sprawy. Lubi oszukiwać sam siebie. Musicie pogadać to jedyna droga.

***

- Harry, musimy pogadać! – powiedziałam, gdy tylko zebrałam się i byłam gotowa, żeby jechać na lotnisko, zanim chłopcy wyruszą w dalszą podróż.
- Ja też chcę Ci coś powiedzieć… - powiedział niepewnie.
- To kto zaczyna? – spytałam siadając na łóżku.
- Ty. Byłaś pierwsza.
- Chciałam porozmawiać nad tym co robimy dalej. Za półtora tygodnia wydaję płytę, potem też trasa z chłopakami z The 1975 i będzie mniej czasu, a za mniej więcej trzy miesiące kończy się nasz kontrakt. Stwierdziłam, że powinniśmy to obgadać.
Po jego postawie wyczułam, że się spiął.
- A co planujesz zrobić?
Spojrzałam mu w oczy. Nie umiałam powiedzieć tego na głos. Jego wzrok się zmieniał. Był zły. Nie wiedziałam tylko dlaczego.
- A Ty?
- Jest mi to w sumie obojętne. Jak Tobie będzie tak wygodniej, to możemy to zakończyć – stwierdził jak gdyby nigdy nic, a żeby to podkreślić wzruszył ramionami.
Pokiwałam głową w potwierdzeniu i wzięłam głęboki oddech.
- A co Ty mi chciałeś powiedzieć?
- Nic ważnego.
- Harry, proszę…
- Nie, to już nie ma znaczenia.
- Proszę.
- Nie, to nic. Wiesz co? Może już się nie spotykajmy, co? To i tak bez sensu. Po prostu za trzy miesiące ogłosimy, że to koniec. Jak byłaś na trasie z The Neighbourhood też prawie się nie widywaliśmy. Nic nowego.
-Harry… Nie rób tego… - błagałam.
Pokręcił głową.
Pożegnał się ze mną uściskiem dłoni i krótkim „Było mi miło.”
Drążył we mnie olbrzymią dziurę.
Był chłodny, wycofany i obojętny. Robił to, żeby mnie zranić i to było jeszcze gorsze uczucie – wiedzieć, że robi to z premedytacją.
Wyszłam z pokoju z walizką.
W hallu czekał na mnie Louis, Lottie, Lux i Lou. Zrobiłam im zdjęcie na snapchata podpisując „L squad”, a potem każde mocno przytuliłam.
- A gdzie Harry? – spytała Lux.
- Harry nie jedzie – poinformowałam ją.
- Czemu?
- Gorzej się poczuł.
- Jest chory? – przestraszyła się.
- Po prostu bardzo boli go głowa, powiedziałam, że powinien się położyć, bo jutro z samego rana wyjeżdżacie.
-Dooobrze… - powiedziała cicho Lux.
- Ja z Tobą w takim razie pojadę – zaoferował się Louis.
- Dam sobie radę. – Uśmiechnęłam się.
- Nie wątpię, ale nie chcę żebyś jechała sama.
Poddałam się.

- Co zrobił? – spytał, gdy byliśmy już w samochodzie.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Mów.
- Nie chcę się rozkleić.
- No mów.
- Chciał mi coś powiedzieć. Ja też. W sumie nic nie powiedziałam, ale on wiedział o co chodzi. Dał mi do zrozumienia, że ma mnie gdzieś i że to nic dla niego nie znaczy, żebyśmy zaczęli od teraz. Uścisnął mi rękę i powiedział, że było miło.
- Co za pierdolony chuj… - stwierdził chłopak niedowierzając. – Idiota! Wiesz, że nie myśli tego co powiedział? – spytał mnie.
- Tak. Wiem. Ale i tak zabolało.
- Powinnaś się od niego odciąć.
- Chyba nie dam rady.
- On Cię zniszczy. Już to robi.
Pokręciłam głową.
- Chociaż spróbuj.
- Dobrze…

***

Byłam już sama. Zwinęłam się w kłębek, założyłam słuchawki i przykryłam kocem czekając aż wylądujemy w Londynie. Miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć, ale jego widok wciąż stał mi przed oczami.

***

Otworzyłem do pokoju drzwi z impetem. Wpadłem, zatrzaskując je za sobą. Wyszedł z łazienki, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Kurwa mać! Jesteś najbardziej popierdolonym człowiekiem jakiego znam – powiedziałem i uderzyłem go w twarz.
Może trochę przegiąłem, bo dłoń piekła mnie niemiłosiernie, a na jego policzku pojawiła się różowa plama.
Dotknął tego miejsca, ale nic nie powiedział.
- Jesteś chujem! Jak mogłeś jej to zrobić?! – spytałem.
- Co poleciała od razu do Ciebie?! – spytał, ale widziałem, że jest blisko tego, żeby pęknąć.
- Nie musiała.
- Ale to zrobiła…
- Odwiozłem ją na lotnisko i zmusiłem do tego, żeby mi wszystko powiedziała.
Siadł na łóżku i wziął głęboki oddech.
- Zostawiła mnie.
- Nie zostawiła. Ty to zrobiłeś.
- Powiedziała, że to koniec.
- Powiedziała, czy sam to sobie dopowiedziałeś?
- Ale nie chciała przedłużać kontraktu.
- To nie znaczy, że chciała Cię zostawiać. Zrozum ją. Wisiała gdzieś pomiędzy w przyjaźnią a związkiem w zawieszeniu. Nie mogła długo tak wytrzymać a rok to i tak rekord.
- A Eleanor?
- Ale z Eleanor naprawdę byłem w związku. Nie rozumiesz tego, że Janice jest w Tobie zakochana?!
- Szczerze wątpię.
- Myślisz, że gdyby nie była to chciałaby w tym gnić?
- Gnić?!
- To nie jest naturalna sytuacja. Osaczyłeś ją i pochłonąłeś.
- Myślę, że przesadzasz.
- Ona nie widziała poza Tobą świata. Z resztą Ty też jej potrzebujesz.
- Troszczyliśmy się o siebie, bo byliśmy tylko na siebie zdani.
- Troszczyłeś się o nią, bo była dla ciebie dokładnie tym kim potrzebujesz. Spotkałeś dziewczynę, która chce przy Tobie być bezwarunkowo i akceptuje wszystkie twoje słabości. Po raz pierwszy pojawiła się przy Tobie kobieta, która ma w dupie twoją kasę, posiadłości, samochody, sławę i przyjaciół. A Ty ją odepchnąłeś!
- A kontrakt?
- Na Boga! Ostatnio dała Ci najlepszy przykład. Miała gdzieś to, że Twoje fanki mogą zrobić jej krzywdę tylko i wyłącznie dla przekonania, że jesteś bezpieczny. Kontrakt pozwolił jej mieć Cię przy sobie trochę dłużej. I teraz sam nie wiem kto jest głupszy. Ty czy ona.
- Głupszy?!
- Ty bo dałeś jej odejść, czy ona bo zaufała Ci do tego stopnia, że wbrew sobie sądziła, że gdy powie, że nie chce przedłużać kontraktu to przy niej zostaniesz.
- O czym Ty mówisz?! – zaczął wyglądać na nieco bardziej przejętego.
- Złamałeś ją. Po raz kolejny. Wybaczyła Ci już stanowczo zbyt wiele razy i mam nadzieję, że tym razem tego nie zrobi. Grasz wyrachowanego dupka. Co Ci to dało?! Satysfakcję, że teraz przez Ciebie pewnie znów płacze? Dobrze Ci z takim poczuciem?! – oskarżałem go. Nie było to fair, ale wiedziałem, że nie ma szansy, żeby w inny sposób do niego dotrzeć.
- Nie kocham jej.
- Kochasz.
- Nie.
- Tak. Ufasz jej?
- Tak.
- Jesteś przy niej szczęśliwy?
- Tak.
- Daje poczucie bezpieczeństwa?
- Tak.
- Podoba Ci się?
- Jest bardzo ładna.
- Pociąga cię?
- Jest atrakcyjna, więc ciężko byłoby, żeby mnie nie pociągała w żaden sposób, ale nie ma między nami tego czegoś co zawsze czuję w stosunku do dziewczyn, z którymi jestem. Potrzeby, żeby była tylko moja i tylko przy mnie. Pożądanie nie rozrywa mnie od środka, gdy na nią patrzę i jestem w stanie powstrzymać się przed wszystkim nawet, gdy widzę ją nago.
- Nie czułeś nic na początku? Nie chciałeś jej wziąć do łóżka?
- Oczywiście, że chciałem. Ale wiedziałem, że to nie wypali.
- Wiesz, że związek nie polega na tym, co powiedziałeś przed
chwilą? – spytałem lekko zdegustowany jego definicją związku i miłości.
- Oczywiście, że na tym wszystkim…
- Opiera się na szacunku, bliskości, zaufaniu i akceptacji? Seks jest dodatkiem. To, o czym wspomniałeś mija szybko. Ważna jest równowaga. Wy po prostu ominęliście ten etap.
- Szczerze wątpię.
Pokiwałem głową nie mówiąc już nic.
Zostawiłem go z myślami. Chciałem, żeby się zastanowił nad tym co Janice dla niego znaczy, chociaż z drugiej strony było mi jej szkoda. Harry nie jest łatwy. Ma swoje humory i jest najbardziej upartą osobą, jaką znam. Do tego nie potrafi przyznać się do błędu. Zawsze brnie we wszystko dalej, bez względu na konsekwencje swoich czynów.

***

Doleciałam do Londynu. Gdy włączyłam telefon oczekiwałam jakiegokolwiek znaku, że Harry jednak nie miał na myśli tego co mówił i że chciał mnie przeprosić. Jednak nie doczekałam się powiadomienia z choć jednym nieodebranym połączeniem. Napisał do mnie tylko Louis i Lottie, że czekają aż dam im znać, że doleciałam. Na lotnisku czekała na mnie Lucy.
- To co?! Dzisiaj babski wieczór?! – spytała mocno mnie ściskając.
- Potrzebuje dużo lodów i popcornu… - powiedziałam.
- Co się stało?! – spytała przestraszona.
Pokręciłam głową.
- Janice…
- Pogadamy w domu, okej? – poprosiłam. Uszanowała propozycję.
Zahaczyłyśmy po drodze o sklep ze słodyczami i stanęłyśmy w kuchni, u mnie w domu.
- To chyba koniec – powiedziałam cicho, widząc jak wyczekuje niecierpliwie, aż jej opowiem co się dzieje.
- Co? To niemożliwe… Jak… Przecież wy… - nie mogła złożyć zdania. – Ty chciałaś, czy on?
- Sama nie wiem… - jęknęłam i coś we mnie w końcu pękło. Podparłam się o blat, żeby nie osunąć się na ziemię.
Czułam się tak  potwornie bezsilna. Nienawidziłam tego, że ten chłopak ma nade mną taką władzę.
Lucy bez słowa podeszła do mnie i zaczęła mnie pocieszać.
- Lucy, ja go kocham… - pisnęłam tak cichutko, że nie byłam pewna, czy mnie usłyszała.
- Wiem słońce, wiem. – Głaskała mnie po głowie, a ja mocno się w nią wtuliłam.

***

Odrzuciłam kolejne połączenie od Harry’ego. Nie chciałam z nim rozmawiać.
Nigdy wcześniej nie pozwalałam sobie na to, żeby jakikolwiek chłopak mógł mieć nade mną taką władzę. Zawsze pilnowałam, żeby karty wykładać samodzielnie.
Tym razem wszystko się odwróciło. Potrafił bardzo łatwo zranić mnie w najgorszy możliwy sposób i korzystał z tego.
Chciałabym móc się od tego uwolnić. Stawić mu czoła i móc być obojętną. Wiedziałam jednak, że nie mam na to szans. Gdybym tylko usłyszała jego głos mówiący „Przepraszam, nie chciałem”, to ściana, którą budowałam przez te kilka dni runęłaby bez wątpienia.
Harry wyświetliło się znów na ekranie. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon.
Zwinęłam się w kłębek na łóżku, chowając pod kołdrą.
Nie mogłam zasnąć.
Jakiś czas później usłyszałam jak otwierają się drzwi wejściowe, a następnie kroki na schodach.
Wreszcie do moich uszu dobiegł dźwięk odkładanych na blacie kluczy i kroki w sypialni.
- Wstawaj! – usłyszałam Ellę. – Jutro Twój wielki dzień.
- Właśnie. Jutro. Dzisiaj nigdzie się nie ruszam – poinformowałam wciąż w mojej małej nie przesiąkniętej Harrym przystani.
- Idziemy! – zarządziła ściągając ze mnie kołdrę. – Zabieram Cię na zakupy i drinka.
Wiedziałam, że mi nie odpuści.
- Proooszę… - jęknęłam.
- Bez gadania!
Westchnęłam i obrażona podniosłam swój tyłek z łóżka.

- Masz się umyć, ubrać i pomalować, a ja w tym czasie zrobię Ci coś do jedzenia – rozkazała, a ja przewracając teatralnie oczami poddałam się jej.


***

I jak się podoba? :)

Czekam na opinie!

Dobranoc :*

3 komentarze:

  1. Super, ale mimo to jestem wściekła na Harr'ego, że on miał taką cudowną dziewczynę przy sobie i tak po prostu pozwolił jej odejść, a przecież on ją kocha!!!!! ahh, czekam na kolejny bo to tak nie może się skoczyć xx

    OdpowiedzUsuń
  2. harry ale z ciebie chuj czasem. rozdział super :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Harold co to ma być?!?! Masz najlepszą dziewczynę przy sobie i pozwalasz jej odejść....
    Tak Harry brawo 👏...
    Rozdział mi się cholernie podoba jest świetny
    Mam nadzieję, Że Harold się ogarnie w następnym rozdziale.
    Życzę weny i czekam ^^

    OdpowiedzUsuń