sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział XVIII

Witam was w ten sobotni wieczór :) 
Jestem zbyt leniwa, żeby ruszyć się gdzieś z domu, więc postanowiłam coś tam dodać. Mam nadzieję, że się spodoba!

Dziękuję bardzo za komentarze!

Zapraszam do lektury.

***

Wjechałam do garażu. Zostawiłam samochód i weszłam do hallu.
- Jestem w kuchni! – krzyknął Harry.
Udałam się tam. Z kuchni rozbrzmiewały dźwięki piosenki St. Vincent.
- Zrobiłem nam jedzenie, ale chyba gdzieś byłaś skoro tak długo wracałaś.
- Zrobiłeś jedzenie?! – zapytałam mimowolnie lekko się uśmiechając. Podeszłam do niego i próbowałam spojrzeć mu przez ramię, co nie było łatwe.
Pokręcił z dezaprobatą głową i bez trudności podniósł rękę przenosząc ją nad moją głową, żeby objąć mnie ramieniem i przeciągnąć przed siebie. Teraz mogłam rzucić okiem na to co robił. Oparł brodę na czubku mojej głowy.
- Zrobiłeś Spaghetti Napoli i krem z…
- Z marchewki i imbiru.
- Oooo cudownie! – Jak na zawołanie zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Czyli jednak nie jadłaś? – zaśmiał się.
- Nie – odpowiedziałam, uwalniając się spod jego ramienia i idąc do lodówki.
Wyciągnęłam Coronę.
- Myślałem, że wypijemy do obiadu wino – powiedział.
Spojrzałam na niego sugestywnie.
- No dobra mi też wyciągnij. – Poddał się podnosząc ręce do góry.
Otworzyłam butelki. Jedną postawiłam przy kuchence, a z drugą siadłam na blacie obok.
- Więc gdzie tak długo byłaś?
- Spotkałam po drodze Zacha.
- Po drodze? – złapał mnie za słowo, po czym napił się swojego piwa.
- Po prostu jak ruszyłam spod domu Jesse’ego to stwierdziłam, że muszę się zatrzymać, bo musiałam się zebrać do kupy. Po prostu nie widziałam co dzieje się na drodze i nie mogłam się skupić. No i akurat szedł do niego Zachary, więc chwilę pogadaliśmy.
- Był niemiły?
- Nie. Zaskakująco dobry w stosunku do mnie. W sensie… - zastanowiłam się jak to najlepiej ująć. – W pewnym sensie zadałam ból jego najlepszemu przyjacielowi. A on powiedział, że dobrze zrobiłam.
- Dlatego jesteś w całkiem dobrym nastroju? – spytał podchodząc do mnie.
- Tak. Myślę, że tak. – powiedziałam, mimo rozbicia w środku.

Gdy zjedliśmy kolację poszliśmy na górę. Przebrałam się w bokserki i koszulkę, którą wcześniej mi pożyczył i przyszłam do jego sypialni.
- Mogę? – spytałam nieśmiało stojąc w drzwiach.
- Oczywiście, Słońce. Tak ustaliliśmy.
Leżał oparty o poduszkę na wezgłowiu łóżka w samych bokserkach i sprawdzał coś na telefonie.
Odkryłam kawałek kołdry i wdrapałam się na łóżko.
- Moja mama zaproponowała termin za trzy tygodnie – powiedział mi.
- Mówiłeś, że za miesiąc nie za trzy tygodnie.
- Mówiłem, że w przyszłym miesiącu. Wszystko się łapie.
- No dobrze – nie kłóciłam się z nim. – Czyli za trzy tygodnie na pewno będziemy w Londynie. Cieszę się.
- Stęskniłaś się za Londynem? – spytał.
- Bardzo.
- Polubi Cię – powiedział niby nie na temat, ale widział doskonale co mnie trapiło.
- Okej. – Nie byłam mimo wszystko przekonana.
Przytulił mnie.
- Za co to? – spytałam.
- To był długi dzień. A jutro masz koncert. – dotknął mojego policzka.
- Poprosił, żebym przyszła na część The Neighbourhood – powiedziałam.
- Czyli dasz mi znać kiedy cię odebrać?
- Tak.
- Dobrze. Jan, jest jeszcze jedna sprawa.
- Taaak?
- Moja mama zawsze zajmowała sypialnie, którą…
- Tak wiem. Mówiłeś jak ją wybrałam, że Twoja mama zawsze tam śpi. Oczywiście zwolnię ją. Gdzie się przenieść? – spytałam głupio.
- Chyba do mnie – odpowiedział nieco zmieszany.
- Do Ciebie? – zmarszczyłam brwi.
- Tzn. Wiesz ona… No po prostu musimy udawać parę również przy niej.
- Czyli cały czas.
- Tak.
- Ale na trasie z One Direction też będziemy musieli grać 24h? – Przestraszyłam się. Bałam się, że nie będę w stanie wtedy zupełnie się odciąć od tego co czuję i z mojej strony to przestanie być grą. Będzie bolało jak cholera.
- Nie. Spoko. Myślę, że przy ekipie to co między nami normalnie jest w zupełności wystarczy. Zwłaszcza, że chłopaki wiedzą.
- No tak… Jeszcze oni…
- Przecież nie są źli.
- Ale Lou mnie nie lubi.
- Ale Niall tak, Liam też nie będzie miał się do czego przyczepić, natomiast Louis musi Cię poznać. Teraz mów jak było u Jesse’ego – powiedział otwierając tą część mnie, która od momentu rozmowy z Zachem była niedostępna.
- Wyjaśniliśmy sobie to, co mieliśmy wyjaśnić, zakończyliśmy relację… - powiedziałam cicho wycierając z policzka samotną łzę.
- Nie jest Ci łatwo…
- Nigdy nie jest łatwo… Możemy o tym nie rozmawiać? – poprosiłam wtulając się mocniej w jego ciało. Nie lubiłam poruszać tematu Jesse’ego z Harrym. Tak samo jak nie lubiłam, gdy Jesse wypytywał mnie o Harry’ego. Czułam się wtedy bardzo niezręcznie.
- Oczywiście – zgodził się i bawił się moimi włosami dopóki nie zasnęłam.

Harry obudził mnie przez przypadek wcześnie rano, gdy  wstał, żeby pobiegać.  Naciągnęłam poduszkę na głowę wydając z siebie pomruk niezadowolenia.
Na szczęście udało mi się znów zasnąć, szczęśliwie doczekując budzika. Spokojnie się umyłam, zrobiłam sobie musli z mlekiem i przygotowałam miskę dla Harry’ego. Nie wiedziałam, czy będzie miał na to ochotę, ale musiałam coś zrobić z rodzynkami, których nie lubiłam.
Przyszedł ociekający potem. Przetarł rękawem twarz. Miał lekko przyspieszony oddech. Zmierzyłam go wzrokiem przytrzymując łyżkę przy ustach.
- Coś się dzieje? – spytał patrząc na mnie.
- Nie, nic takiego – zawstydziłam się.
- No mów.
- Nadmiar feromonów – powiedziałam ledwo słyszalnie wiedząc, że zaraz zacznie sobie ze mnie żartować.
- Mam ściągnąć koszulkę, czy coś? – zaśmiał się.
- Lepiej nie, bo postawisz na swoim – odgryzłam się, odwracając wzrok.
Wyszedł z kuchni ściągając koszulkę i napinając specjalnie mięśnie pleców.
Dlaczego on musi być takim idiotą?! Do tego całkiem przystojnym, żebym nie mogła być na niego zła.
Wkurzyłam się na siebie za takie myślenie.
Po kilku minutach zaczęłam wstawać od stołu. Wsadziłam miskę do zmywarki.
- Już zjadłaś? – spytał wchodząc ponownie, tym razem już czysty i przebrany.
- Wypiję jeszcze kawę i lecę.
- To chodźmy na ogród – zaproponował, na co przystałam.
Poczekałam aż przygotuje sobie cały posiłek. Sama zrobiłam w ekspresie latte macchiato i siedliśmy pod parasolem.
- Co będziesz dzisiaj robić? – spytałam go, odpalając papierosa.
Zmarszczył nos, ale podstawił bliżej mnie popielniczkę.
- Muszę załatwić kilka spraw z Rose, jestem umówiony z Jeffem i Glenne na kolację, ale nie zamierzam pić, więc zadzwoń jak będę miał po ciebie podjechać.
- Okej – zgodziłam się. – Mówiłeś o tym wczoraj.
Uniósł jeden kącik ust do góry.
- Chcesz żebym Cię zawiózł?
- Nie, dzięki. Ella po mnie przyjedzie – ucięłam.
- Jesteś zła za ten komentarz o koszulce? – zaczął zgadywać.
- Nie, Harry.
- Albo przez to, że nie idę na koncert?
- Nie. Nie o to chodzi.
- Czyli jednak o coś.
Wydałam z siebie w poirytowaniu jakiś dziwny i ciężki do zdefiniowania dźwięk.
- Jesteś przed okresem? – zaśmiał się.
- Harry! Przestań! – poprosiłam nieco urażona.
- Ej, Słońce. Co jest? Za co jesteś na mnie zła? – dotknął mojej dłoni.
- Za to, że jesteś takim idiotą. – Chciałam już to zakończyć, ale nie dał się tak łatwo zbyć i dalej drążył.
- Nie. To nie to, bo byłabyś na mnie zawsze zła, a rzadko się zdarza, żeby tak było. Chyba. Powiedz mi.
- Chodzi o Glenne, okej?
- Jesteś o nią zazdrosna?
- Nie dużo potrzebuję, żeby być zazdrosna.
- Nawet o mnie.
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Może dlatego, że jestem przed okresem. Zaraz się rozpłaczę. Proszę, nie żartuj sobie ze mnie.
- Chodź do mnie – powiedział rozbawiony, otwierając ramiona.
Popatrzyłam na niego spode łba.
- Mówię serio. Chodź do mnie.
Siadłam mu niepewnie na kolanach.
Mocno mnie przytulił i zaczął kołysać.

***

Zeszłam ze sceny. Część alkoholu, który wypiłam przed koncertem razem z chłopakami, zdążyła ze mnie wyparować. Mocno ich przytuliłam. Tak bardzo za nimi będę tęsknić. Przez te dwa miesiące bycia non stop razem stali się dla mnie braćmi. Pożegnałam się z wychodzącymi już Sarą, Susan i Davidem, czyli moim niezawodnym trio, które dba o mój wygląd i wizerunek. Rozmawiałam już nawet z Ellą, żeby zatrudniać ich przy każdej okazji.
Wypiliśmy jeszcze pożegnalnego szampana. Byłam już mocno wstawiona przez mieszankę spożytych przeze mnie alkoholi, w towarzystwie dużej ilości haszu.
Gdy wszystkich pożegnałam i ostatnie pudło zostało spakowane poszłam z Ellą posłuchać The Neighbourhood.
- Powinnam była Cię bardziej przypilnować – powiedziała z jednej strony karcąc mnie za to, że doprowadziłam się do takiego stanu, ale z drugiej była rozbawiona i sama wstawiona.
Gdy dotarłyśmy do miejsca dla technicznych i dźwiękowców od razu wpadła w ramiona Patricka, który był nieco zdziwiony, ale raczej pozytywnie.
Utkwiłam wzrok na scenie, żeby nie wprawić ich w zakłopotanie. Jesse jak zwykle był w zupełnie innym świecie.
W pewnym momencie spojrzał na mnie.
Uśmiechnął się nieznacznie.
- To dla Ciebie – powiedział adresując te słowa do nikogo specjalnego, ale jego oczy mówiły zbyt dużo. (przyp. aut. Jakby powiedział „It’s for you" to chodzi zarówno o „ciebie” jak i „was”)
Usłyszałam pierwsze dźwięki Baby came home i zamarłam jakbym wrosła w ziemię pod naporem jego spojrzenia.
Zaczął śpiewać patrząc mi prosto w oczy.

(przyp. aut. Uwaga! Tekst oparłam o występ na Lowlands i trochę sama zmodyfikowałam – również pod względem lirycznym ale poza jedną linijką to raczej zmiany kosmetyczne. Wiecie chciałam dodać trochę dramatyzmu ;p )

Baby came home today (Moja Mała wróciła dzisiaj do domu)
She told me to stay away (Poprosiła, żebym trzymał się z daleka)
She told me her man was afraid (Mówiła, że jej mężczyzna się boi)
She told me I better behave (Stwierdziła, że powinienem się zachowywać)
So baby just came back around (Moja Mała dopiero wróciła w tę okolicę)
She told me she’s leaving this town (I powiedziała, że opuszcza miasto)
She said she needs time to explore (Powiedziała, że potrzebuje czasu na odkrycia)
She said I can’t love her no more (Powiedziała, że nie mogę jej więcej kochać)

So baby packed up all she had (Moja Mała spakowała wszystkie swoje rzeczy)
She promised to it‘ll never come back (Obiecała, że to nigdy nie wróci)
She left me alone and without (Zostawiła mnie samego i bez)
Any skin I can study about (ciała, które mógłbym studiować)
Tiles get colder to touch (Kafelki wydają się być zimniejsze w dotyku)

Cause I gave her definitely too much (Ponieważ dałem jej zdecydowanie za dużo)

Baby you have all my trust (I Kochanie, masz moje całkowite zaufanie)
But I guess that will be never enough (Ale zgaduję, że to nigdy nie będzie wystarczająco dużo)


Thinking about her (Myślę o niej)
She’s gone all the time (I o tym, że ciągle jej nie ma)
But I think if you found her (Ale jestem przekonany, że gdy ją znajdziesz)
You know she’s, You know (będziesz wiedział, że ona... Będziesz wiedział, że)

She’s mine (ona jest moja)

So now I’m thinkin’ about her (Więc teraz o niej myślę)
She's gone all the time (Ciągle jej nie ma)
But I think if you found her (Ale jestem przekonany, że gdy ją znajdziesz)
That even you would know... (nawet ty powinieneś wiedzieć, że)
She’s mine, she’s mine (ona jest moja, że jest moja)
That girl is mine, she’s mine, oh (Ta dziewczyna jest moja, jest moja, oh)


Przez całą piosenkę mierzył mnie uważnie wzrokiem. Nie spuścił go nawet na sekundę, a ja patrzyłam jak zahipnotyzowana w jego oczy. Każde jego kolejne słowo ryło się w mojej świadomości, przynosząc ból. Czułam jak aż piecze mnie serce rozlewając to uczucie po całym moim ciele.
Gdy skończył odwrócił się do mnie plecami. Musiałam wyjść. Musiałam odetchnąć.
Wróciłam do pokoju mojej ekipy – teraz już w zasadzie zupełnie pustego. Wzięłam swoją torbę i wyciągnęłam telefon.
- Harry… - jęknęłam, gdy tylko odebrał. - Przyjedź proszę…
- Coś się stało?
- Po prostu chcę już wrócić.
- Coś Ci znowu zrobił? – podniósł głos w przejęciu.
- Nie. Jeszcze grają. Ja nie chcę tu już być. Chcę do domu – poprosiłam.
- Okej już wychodzę. Będę do pół godziny. Bądź pod telefonem i dzwoń jak coś.
- Dobrze. – Usłyszałam tylko jak się rozłącza.
Miałam wyrzuty sumienia, że niszczę mu wieczór, ale byłam zdana tak naprawdę tylko na niego. Dodatkowo alkohol dawał mi poczucie słabości.
Kucnęłam przy tylnym wejściu do hali, w której był koncert.
Oparłam na udach łokcie i schowałam twarz w dłoniach.
Kręciło mi się w głowie.
Harry musiał się pospieszyć zanim znajdzie mnie Jesse. Wiem, że po tej piosence grają jeszcze dwie kolejne i jedną piosenkę na bis.
Miałam ochotę usiąść na krawężniku, ale wciąż miałam na sobie piękną złotą lejącą się suknię od Marchesa’y, która jest w cenie samochodu i którą muszę oddać Elli.
Piekły mnie już stopy i nie miałam siły stać.
Postanowiłam wstać, żeby rozprostować nogi i w tym momencie drzwi do hali otworzyły się z impetem.
- Janice… - powiedział blondyn. – Tak się bałem, że coś Ci się stało.
Stałam jak wryta w ziemię.
- Poszłaś sobie...
- Dziwisz się, że sobie poszłam? – spytałam niewyraźnie.
- Jesteś pijana – stwierdził.
- Nie powinno Cię to obchodzić.
- Ale obchodzi.
- To nie wróci – zacytowałam go. Ból zastąpiła wściekłość.
Złapał moje ramię.
Zaczęłam mu się wyrywać, ale nie chciał puścić.
- Puść… - powiedziałam, ale nie ustępował. Przycisnął mnie do siebie. Uderzyłam go w klatkę piersiową, ale był jak głaz. Wiem, że jest nawąchany i tak łatwo nie ustąpi, a w taki sposób mogę go tylko zdenerwować i sprawić, że będzie gorzej, ale nie mogłam się uspokoić.
- Znów chcesz mnie zgwałcić? – spytałam próbując go rozbić, żeby ustąpił, ale nie działało. Powoli zaczynałam się go bać. Zmęczona odpuściłam, a on korzystając z tej sposobności złożył na moich ustach pocałunek. Nie oddałam go, co go rozgniewało.
- Jesse! – usłyszałam głos Mikey'a. Rozproszył się i spojrzał w kierunku wejścia, z którego dobiegał głos. Chwilę później w zasięgu naszego wzroku pojawili się Mike i Zach.
- Ej, Stary… - powiedział Zach, szybko do nas podchodząc. – Puść ją – poprosił, łapiąc jedną ręką jego przedramię, a drugą moje ramię. – Robisz jej krzywdę – upomniał spokojnie.
Jesse nagle zesztywniał i puścił mnie.
Zeeko dał znak Mikey’owi i ten odsunął chłopaka ode mnie. Odetchnęłam cicho.
- Chodź, pójdziemy do reszty – zaproponował. – Zaraz będziemy szli na after – poinformował i weszli do środka, jednak blondyn do ostatniego momentu uważnie na mnie patrzył.
- Wszystko okej? – spytał Zach.
Skinęłam głową i lekko się zachwiałam.
- Łoł… jesteś w niezłym stanie.
- Nicole – wyjaśniłam.
- No tak. Dziewczyna ma niezły spust. Dała wam hasz? – zgadł, na co ponownie kiwnęłam głową. – Czekasz na kogoś?
- Za chwilę powinien być tu Harry.
- Okej. Poczekam z Tobą.
- Nie wychodziliście gdzieś?
- Beze mnie nie pojadą.
Podparłam się na nim i zaczęłam odpinać paski szpilek na dość wysokiej platformie. Sam złapał mnie, żeby zapewnić mi względną stabilność. Wróciłam na swoją wysokość.
- Bardzo ładnie dzisiaj wyglądałaś – powiedział nagle.
- Dzięki – odpowiedziałam.
Zadzwonił mój telefon.
- Gdzie jesteś?
- Przy tylnym wejściu.
- Nie mogę tam wjechać, bo nie mam przepustki.
- Jesteś Harrym.
- Najwidoczniej ochroniarz nie przepada za One Direction – stwierdził wywołując na mojej twarzy nieznaczny uśmiech.
- Okej. To gdzie mam podejść.
- Do wjazdu C tam gdzie jesteś.
- Okej. Już idę.
Rozłączyłam się.
- Już jest – poinformowałam Zacha.
- Gdzie?
- Brama C – powtórzyłam.
- Chodź, zaniosę Cię. – zaproponował.
- Chyba żartujesz. Mam nogi.
- Chyba żartujesz – przedrzeźnił mnie. – Jeszcze wejdziesz w jakieś szkło, czy inne gówno i będziemy mieć problem. Albo ja będę mieć. Najpierw oberwę od Harry’ego, a potem od Jesse’ego. Nie podoba mi się to.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć objął jedną z moich rąk wokół swojej szyi i podniósł jak Pannę Młodą.
- Ładnie pachniesz – zauważyłam.
- Dzięki. Musisz być naprawdę pijana. Chyba czeka Cię ciężka noc.
- Jesteś niemiły – powiedziałam dziecinnym głosem wypychając dolną wargę.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
Harry stał zaraz przy wejściu.
Zerwał się, żeby szybko zabrać mnie z ramion Zacha, ale jakiś duży mężczyzna ubrany na czarno go powstrzymał.
- Co jej jest? – spytał, gdy Zee do niego podszedł.
- Nic takiego – postawił mnie na ziemi. – Jest dość mocno wstawiona.
- Dlaczego?! – widziałam jak marszczy brwi. Gdy tylko znalazłam się w jego ramionach wygładziłam zmarszczkę pomiędzy nimi.
- Jestem przy niej od jakichś pięciu minut.
- Dzięki, Stary – odpowiedział mu.
- Nie ma problemu.
Chwilę później znalazłam się w samochodzie.
- Proszę, tylko nie zwymiotuj – poprosił mnie Harry całując w czoło.
Westchnął i ruszył.
Chciałam zapiąć pasy.
- Już je zapiąłem – uprzedził.
Poczułam wiatr na twarzy i zrozumiałam, że otworzył dla mnie okno, żeby mnie otrzeźwić.
Pokiwałam głową i próbowałam zasnąć.
- Nie, jednak nie wrócę… Muszę się nią zaopiekować… Nie… - usłyszałam jego śmiech i strzępy rozmowy. – Po prostu powinienem dzisiaj przy niej być.
- Harry, możesz jechać. Przerwałam Ci. – Powiedziałam ledwo słyszalnie. Spojrzał na mnie i pokręcił lekko głową.

Harry pomógł mi wejść do domu. Zaprowadził mnie na górę. Ściągnął sukienkę i naciągnął na mnie swoją luźną koszulkę, którą nosiłam wczoraj. No i dzisiaj rano.
Doniósł mnie do łazienki, związał szybko włosy i zdążył w ostatniej chwili, bo ułamek sekundy później tworzyłam nową relację z muszlą klozetową. Przyniósł mi wodę i herbatę.
Pogłaskał mnie po karku.
- Przyniesiesz mi poduszkę i koc? – spytałam cicho.
- Tutaj?! – zdziwił się.
- Tak.
- Jak sobie życzysz. Już Ci przynoszę. Chwilę później przyniósł tobołek zrobiony z koca, w którym zmieścił się jeszcze jeden koc, dwie poduszki i dwie karimaty.
- Nie, Harry.
- Tak, dziękuję Harry. Zostanę z Tobą.
- Poradzę sobie.
- Wolę siedzieć tu z Tobą, niż sam u siebie.
- Czemu?
- Bo zawsze jestem tu sam. Z Tobą jest mi raźniej. Dlatego mogę być czasem trochę nadopiekuńczy i aż natarczywy, ale przynajmniej ktoś koło mnie jest.
- Bardzo to doceniam.
Położył się z uśmiechem.

Gdy trochę mi się poprawiło, sama położyłam się na przygotowanym dla mnie przez Harry’ego posłaniu, patrząc na niego. Już prawie zasnął. Widziałam jak powoli się rozluźnia i mogłam dokładnie określić moment, w którym odpłynął. Patrzyłam tak na niego trochę i mi również oczy zaczęły się powoli zamykać.

***

Liczę na opinie.
Miłej reszty weekendu!

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Opiekuńczy Harry bardzo mi imponuje. Byle tak dalej. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń