Witam was w ten sobotni wieczór :)
Jestem zbyt leniwa, żeby ruszyć się gdzieś z domu, więc postanowiłam coś tam dodać. Mam nadzieję, że się spodoba!
Dziękuję bardzo za komentarze!
Zapraszam do lektury.
***
Wjechałam do
garażu. Zostawiłam samochód i weszłam do hallu.
- Jestem w kuchni!
– krzyknął Harry.
Udałam się tam. Z
kuchni rozbrzmiewały dźwięki piosenki St. Vincent.
- Zrobiłem nam
jedzenie, ale chyba gdzieś byłaś skoro tak długo wracałaś.
- Zrobiłeś
jedzenie?! – zapytałam mimowolnie lekko się uśmiechając. Podeszłam do niego i
próbowałam spojrzeć mu przez ramię, co nie było łatwe.
Pokręcił z
dezaprobatą głową i bez trudności podniósł rękę przenosząc ją nad moją głową,
żeby objąć mnie ramieniem i przeciągnąć przed siebie. Teraz mogłam rzucić okiem
na to co robił. Oparł brodę na czubku mojej głowy.
- Zrobiłeś
Spaghetti Napoli i krem z…
- Z marchewki i
imbiru.
- Oooo cudownie! – Jak na zawołanie zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Czyli jednak nie
jadłaś? – zaśmiał się.
- Nie – odpowiedziałam, uwalniając się spod jego ramienia i idąc do lodówki.
Wyciągnęłam
Coronę.
- Myślałem, że
wypijemy do obiadu wino – powiedział.
Spojrzałam na
niego sugestywnie.
- No dobra mi też
wyciągnij. – Poddał się podnosząc ręce do góry.
Otworzyłam
butelki. Jedną postawiłam przy kuchence, a z drugą siadłam na blacie obok.
- Więc gdzie tak
długo byłaś?
- Spotkałam po
drodze Zacha.
- Po drodze? –
złapał mnie za słowo, po czym napił się swojego piwa.
- Po prostu jak
ruszyłam spod domu Jesse’ego to stwierdziłam, że muszę się zatrzymać, bo musiałam
się zebrać do kupy. Po prostu nie widziałam co dzieje się na drodze i nie
mogłam się skupić. No i akurat szedł do niego Zachary, więc chwilę pogadaliśmy.
- Był niemiły?
- Nie. Zaskakująco
dobry w stosunku do mnie. W sensie… - zastanowiłam się jak to najlepiej ująć. –
W pewnym sensie zadałam ból jego najlepszemu przyjacielowi. A on powiedział, że
dobrze zrobiłam.
- Dlatego jesteś w
całkiem dobrym nastroju? – spytał podchodząc do mnie.
- Tak. Myślę, że
tak. – powiedziałam, mimo rozbicia w środku.
Gdy zjedliśmy
kolację poszliśmy na górę. Przebrałam się w bokserki i koszulkę, którą
wcześniej mi pożyczył i przyszłam do jego sypialni.
- Mogę? – spytałam
nieśmiało stojąc w drzwiach.
- Oczywiście,
Słońce. Tak ustaliliśmy.
Leżał oparty o
poduszkę na wezgłowiu łóżka w samych bokserkach i sprawdzał coś na telefonie.
Odkryłam kawałek
kołdry i wdrapałam się na łóżko.
- Moja mama
zaproponowała termin za trzy tygodnie – powiedział mi.
- Mówiłeś, że za
miesiąc nie za trzy tygodnie.
- Mówiłem, że w
przyszłym miesiącu. Wszystko się łapie.
- No dobrze – nie
kłóciłam się z nim. – Czyli za trzy tygodnie na pewno będziemy w Londynie. Cieszę się.
- Stęskniłaś się
za Londynem? – spytał.
- Bardzo.
- Polubi Cię – powiedział
niby nie na temat, ale widział doskonale co mnie trapiło.
- Okej. – Nie
byłam mimo wszystko przekonana.
Przytulił mnie.
- Za co to? –
spytałam.
- To był długi
dzień. A jutro masz koncert. – dotknął mojego policzka.
- Poprosił, żebym
przyszła na część The Neighbourhood – powiedziałam.
- Czyli dasz mi
znać kiedy cię odebrać?
- Tak.
- Dobrze. Jan,
jest jeszcze jedna sprawa.
- Taaak?
- Moja mama zawsze
zajmowała sypialnie, którą…
- Tak wiem.
Mówiłeś jak ją wybrałam, że Twoja mama zawsze tam śpi. Oczywiście zwolnię ją.
Gdzie się przenieść? – spytałam głupio.
- Chyba do mnie – odpowiedział nieco zmieszany.
- Do Ciebie? –
zmarszczyłam brwi.
- Tzn. Wiesz ona…
No po prostu musimy udawać parę również przy niej.
- Czyli cały czas.
- Tak.
- Ale na trasie z
One Direction też będziemy musieli grać 24h? – Przestraszyłam się. Bałam się,
że nie będę w stanie wtedy zupełnie się odciąć od tego co czuję i z mojej
strony to przestanie być grą. Będzie bolało jak cholera.
- Nie. Spoko.
Myślę, że przy ekipie to co między nami normalnie jest w zupełności wystarczy.
Zwłaszcza, że chłopaki wiedzą.
- No tak… Jeszcze
oni…
- Przecież nie są
źli.
- Ale Lou mnie nie
lubi.
- Ale Niall tak,
Liam też nie będzie miał się do czego przyczepić, natomiast Louis musi Cię
poznać. Teraz mów jak było u Jesse’ego – powiedział otwierając tą część mnie,
która od momentu rozmowy z Zachem była niedostępna.
- Wyjaśniliśmy
sobie to, co mieliśmy wyjaśnić, zakończyliśmy relację… - powiedziałam cicho
wycierając z policzka samotną łzę.
- Nie jest Ci łatwo…
- Nigdy nie jest
łatwo… Możemy o tym nie rozmawiać? – poprosiłam wtulając się mocniej w jego
ciało. Nie lubiłam poruszać tematu Jesse’ego z Harrym. Tak samo jak nie
lubiłam, gdy Jesse wypytywał mnie o Harry’ego. Czułam się wtedy bardzo
niezręcznie.
- Oczywiście – zgodził się i bawił się moimi włosami dopóki nie zasnęłam.
Harry obudził
mnie przez przypadek wcześnie rano, gdy wstał,
żeby pobiegać. Naciągnęłam poduszkę na
głowę wydając z siebie pomruk niezadowolenia.
Na szczęście udało
mi się znów zasnąć, szczęśliwie doczekując budzika. Spokojnie się umyłam,
zrobiłam sobie musli z mlekiem i przygotowałam miskę dla Harry’ego. Nie
wiedziałam, czy będzie miał na to ochotę, ale musiałam coś zrobić z rodzynkami,
których nie lubiłam.
Przyszedł
ociekający potem. Przetarł rękawem twarz. Miał lekko przyspieszony oddech.
Zmierzyłam go wzrokiem przytrzymując łyżkę przy ustach.
- Coś się dzieje?
– spytał patrząc na mnie.
- Nie, nic
takiego – zawstydziłam się.
- No mów.
- Nadmiar
feromonów – powiedziałam ledwo słyszalnie wiedząc, że zaraz zacznie sobie ze
mnie żartować.
- Mam ściągnąć
koszulkę, czy coś? – zaśmiał się.
- Lepiej nie, bo
postawisz na swoim – odgryzłam się, odwracając wzrok.
Wyszedł z kuchni
ściągając koszulkę i napinając specjalnie mięśnie pleców.
Dlaczego on musi
być takim idiotą?! Do tego całkiem przystojnym, żebym nie mogła być na niego zła.
Wkurzyłam się na
siebie za takie myślenie.
Po kilku minutach
zaczęłam wstawać od stołu. Wsadziłam miskę do zmywarki.
- Już zjadłaś? –
spytał wchodząc ponownie, tym razem już czysty i przebrany.
- Wypiję jeszcze
kawę i lecę.
- To chodźmy na
ogród – zaproponował, na co przystałam.
Poczekałam aż
przygotuje sobie cały posiłek. Sama zrobiłam w ekspresie latte macchiato i
siedliśmy pod parasolem.
- Co będziesz
dzisiaj robić? – spytałam go, odpalając papierosa.
Zmarszczył nos, ale podstawił bliżej mnie popielniczkę.
Zmarszczył nos, ale podstawił bliżej mnie popielniczkę.
- Muszę załatwić
kilka spraw z Rose, jestem umówiony z Jeffem i Glenne na kolację, ale nie
zamierzam pić, więc zadzwoń jak będę miał po ciebie podjechać.
- Okej – zgodziłam się. – Mówiłeś o tym wczoraj.
Uniósł jeden
kącik ust do góry.
- Chcesz żebym Cię
zawiózł?
- Nie, dzięki. Ella po
mnie przyjedzie – ucięłam.
- Jesteś zła za
ten komentarz o koszulce? – zaczął zgadywać.
- Nie, Harry.
- Albo przez to,
że nie idę na koncert?
- Nie. Nie o to
chodzi.
- Czyli jednak o
coś.
Wydałam z siebie
w poirytowaniu jakiś dziwny i ciężki do zdefiniowania dźwięk.
- Jesteś przed
okresem? – zaśmiał się.
- Harry! Przestań!
– poprosiłam nieco urażona.
- Ej, Słońce. Co
jest? Za co jesteś na mnie zła? – dotknął mojej dłoni.
- Za to, że jesteś
takim idiotą. – Chciałam już to zakończyć, ale nie dał się tak łatwo zbyć i dalej
drążył.
- Nie. To nie to,
bo byłabyś na mnie zawsze zła, a rzadko się zdarza, żeby tak było. Chyba.
Powiedz mi.
- Chodzi o Glenne,
okej?
- Jesteś o nią
zazdrosna?
- Nie dużo
potrzebuję, żeby być zazdrosna.
- Nawet o mnie.
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Może
dlatego, że jestem przed okresem. Zaraz się rozpłaczę. Proszę, nie żartuj sobie
ze mnie.
- Chodź do mnie – powiedział rozbawiony, otwierając ramiona.
Popatrzyłam na
niego spode łba.
- Mówię serio.
Chodź do mnie.
Siadłam mu
niepewnie na kolanach.
Mocno mnie
przytulił i zaczął kołysać.
***
Zeszłam ze sceny.
Część alkoholu, który wypiłam przed koncertem razem z chłopakami, zdążyła ze
mnie wyparować. Mocno ich przytuliłam. Tak bardzo za nimi będę tęsknić. Przez
te dwa miesiące bycia non stop razem stali się dla mnie braćmi. Pożegnałam się
z wychodzącymi już Sarą, Susan i Davidem, czyli moim niezawodnym trio, które
dba o mój wygląd i wizerunek. Rozmawiałam już nawet z Ellą, żeby zatrudniać ich przy każdej okazji.
Wypiliśmy jeszcze
pożegnalnego szampana. Byłam już mocno wstawiona przez mieszankę spożytych
przeze mnie alkoholi, w towarzystwie dużej ilości haszu.
Gdy wszystkich
pożegnałam i ostatnie pudło zostało spakowane poszłam z Ellą posłuchać The
Neighbourhood.
- Powinnam była Cię
bardziej przypilnować – powiedziała z jednej strony karcąc mnie za to, że
doprowadziłam się do takiego stanu, ale z drugiej była rozbawiona i sama
wstawiona.
Gdy dotarłyśmy do
miejsca dla technicznych i dźwiękowców od razu wpadła w ramiona Patricka, który
był nieco zdziwiony, ale raczej pozytywnie.
Utkwiłam wzrok na
scenie, żeby nie wprawić ich w zakłopotanie. Jesse jak zwykle był w zupełnie
innym świecie.
W pewnym momencie
spojrzał na mnie.
Uśmiechnął się
nieznacznie.
- To dla Ciebie – powiedział adresując te słowa do nikogo specjalnego, ale jego oczy mówiły zbyt
dużo. (przyp.
aut. Jakby powiedział „It’s for you" to chodzi zarówno o „ciebie” jak i „was”)
Usłyszałam
pierwsze dźwięki Baby came home i
zamarłam jakbym wrosła w ziemię pod naporem jego spojrzenia.
Zaczął śpiewać
patrząc mi prosto w oczy.
(przyp. aut. Uwaga! Tekst
oparłam o występ na Lowlands i trochę sama zmodyfikowałam – również pod
względem lirycznym ale poza jedną linijką to raczej zmiany kosmetyczne. Wiecie
chciałam dodać trochę dramatyzmu ;p )
Baby came
home today (Moja Mała wróciła dzisiaj do domu)
She told me to stay away (Poprosiła, żebym trzymał
się z daleka)
She told me her man was afraid (Mówiła, że jej mężczyzna
się boi)
She told me I better behave (Stwierdziła, że powinienem
się zachowywać)
So baby just came back around (Moja Mała dopiero wróciła w
tę okolicę)
She told me she’s leaving this town (I powiedziała, że opuszcza
miasto)
She said she needs time to explore (Powiedziała, że potrzebuje
czasu na odkrycia)
She said I can’t love her no more (Powiedziała, że nie mogę
jej więcej kochać)
So baby packed up all she had (Moja Mała spakowała
wszystkie swoje rzeczy)
She promised to it‘ll never come back (Obiecała, że to nigdy nie
wróci)
She left me alone and without (Zostawiła mnie samego i
bez)
Any skin I can study about (ciała, które mógłbym
studiować)
Tiles get colder to touch (Kafelki wydają się być
zimniejsze w dotyku)
Cause I gave her definitely too much (Ponieważ dałem jej zdecydowanie za dużo)
Baby you have all my trust (I Kochanie, masz moje
całkowite zaufanie)
But I guess that will be never enough (Ale zgaduję, że to nigdy
nie będzie wystarczająco dużo)
Thinking about her (Myślę o niej)
She’s gone all the time (I o tym, że ciągle jej nie
ma)
But I think if you found her (Ale jestem przekonany, że
gdy ją znajdziesz)
You know she’s, You know (będziesz wiedział, że
ona... Będziesz wiedział, że)
She’s mine (ona jest moja)
So now I’m thinkin’ about her (Więc teraz o niej myślę)
She's gone all the time (Ciągle jej nie ma)
But I think if you found her (Ale jestem przekonany, że
gdy ją znajdziesz)
That even you would know... (nawet ty powinieneś
wiedzieć, że)
She’s mine, she’s mine (ona jest moja, że jest
moja)
That girl is mine, she’s mine, oh (Ta dziewczyna jest moja,
jest moja, oh)
Przez całą piosenkę
mierzył mnie uważnie wzrokiem. Nie spuścił go nawet na sekundę, a ja patrzyłam
jak zahipnotyzowana w jego oczy. Każde jego kolejne słowo ryło się w mojej
świadomości, przynosząc ból. Czułam jak aż piecze mnie serce rozlewając to
uczucie po całym moim ciele.
Gdy skończył
odwrócił się do mnie plecami. Musiałam wyjść. Musiałam odetchnąć.
Wróciłam do pokoju
mojej ekipy – teraz już w zasadzie zupełnie pustego. Wzięłam swoją torbę i
wyciągnęłam telefon.
- Harry… - jęknęłam,
gdy tylko odebrał. - Przyjedź proszę…
- Coś się stało?
- Po prostu chcę już
wrócić.
- Coś Ci znowu
zrobił? – podniósł głos w przejęciu.
- Nie. Jeszcze
grają. Ja nie chcę tu już być. Chcę do domu – poprosiłam.
- Okej już wychodzę.
Będę do pół godziny. Bądź pod telefonem i dzwoń jak coś.
- Dobrze. – Usłyszałam tylko jak się rozłącza.
Miałam wyrzuty
sumienia, że niszczę mu wieczór, ale byłam zdana tak naprawdę tylko na niego. Dodatkowo
alkohol dawał mi poczucie słabości.
Kucnęłam przy
tylnym wejściu do hali, w której był koncert.
Oparłam na udach
łokcie i schowałam twarz w dłoniach.
Kręciło mi się w
głowie.
Harry musiał się
pospieszyć zanim znajdzie mnie Jesse. Wiem, że po tej piosence grają jeszcze dwie
kolejne i jedną piosenkę na bis.
Miałam ochotę
usiąść na krawężniku, ale wciąż miałam na sobie piękną złotą lejącą się suknię od Marchesa’y, która jest w cenie samochodu i którą muszę oddać Elli.
Piekły mnie już
stopy i nie miałam siły stać.
Postanowiłam wstać,
żeby rozprostować nogi i w tym momencie drzwi do hali otworzyły się z impetem.
- Janice… -
powiedział blondyn. – Tak się bałem, że coś Ci się stało.
Stałam jak wryta w
ziemię.
- Poszłaś sobie...
- Dziwisz się, że
sobie poszłam? – spytałam niewyraźnie.
- Jesteś pijana – stwierdził.
- Nie powinno Cię to
obchodzić.
- Ale obchodzi.
- To nie wróci – zacytowałam go. Ból zastąpiła wściekłość.
Złapał moje ramię.
Zaczęłam mu się
wyrywać, ale nie chciał puścić.
- Puść… -
powiedziałam, ale nie ustępował. Przycisnął mnie do siebie. Uderzyłam go w
klatkę piersiową, ale był jak głaz. Wiem, że jest nawąchany i tak łatwo nie
ustąpi, a w taki sposób mogę go tylko zdenerwować i sprawić, że będzie gorzej,
ale nie mogłam się uspokoić.
- Znów chcesz mnie
zgwałcić? – spytałam próbując go rozbić, żeby ustąpił, ale nie działało. Powoli
zaczynałam się go bać. Zmęczona odpuściłam, a on korzystając z tej sposobności
złożył na moich ustach pocałunek. Nie oddałam go, co go rozgniewało.
- Jesse! –
usłyszałam głos Mikey'a. Rozproszył się i spojrzał w kierunku wejścia, z którego
dobiegał głos. Chwilę później w zasięgu naszego wzroku pojawili się Mike i
Zach.
- Ej, Stary… -
powiedział Zach, szybko do nas podchodząc. – Puść ją – poprosił, łapiąc jedną
ręką jego przedramię, a drugą moje ramię. – Robisz jej krzywdę – upomniał
spokojnie.
Jesse nagle
zesztywniał i puścił mnie.
Zeeko dał znak
Mikey’owi i ten odsunął chłopaka ode mnie. Odetchnęłam cicho.
- Chodź, pójdziemy
do reszty – zaproponował. – Zaraz będziemy szli na after – poinformował i
weszli do środka, jednak blondyn do ostatniego momentu uważnie na mnie patrzył.
- Wszystko okej? –
spytał Zach.
Skinęłam głową i
lekko się zachwiałam.
- Łoł… jesteś w
niezłym stanie.
- Nicole – wyjaśniłam.
- No tak. Dziewczyna
ma niezły spust. Dała wam hasz? – zgadł, na co ponownie kiwnęłam głową. – Czekasz
na kogoś?
- Za chwilę powinien
być tu Harry.
- Okej. Poczekam z
Tobą.
- Nie wychodziliście
gdzieś?
- Beze mnie nie
pojadą.
Podparłam się na
nim i zaczęłam odpinać paski szpilek na dość wysokiej platformie. Sam złapał
mnie, żeby zapewnić mi względną stabilność. Wróciłam na swoją wysokość.
- Bardzo ładnie
dzisiaj wyglądałaś – powiedział nagle.
- Dzięki – odpowiedziałam.
Zadzwonił mój
telefon.
- Gdzie jesteś?
- Przy tylnym
wejściu.
- Nie mogę tam
wjechać, bo nie mam przepustki.
- Jesteś Harrym.
- Najwidoczniej
ochroniarz nie przepada za One Direction – stwierdził wywołując na mojej
twarzy nieznaczny uśmiech.
- Okej. To gdzie mam
podejść.
- Do wjazdu C tam
gdzie jesteś.
- Okej. Już idę.
Rozłączyłam się.
- Już jest – poinformowałam Zacha.
- Gdzie?
- Brama C – powtórzyłam.
- Chodź, zaniosę Cię. – zaproponował.
- Chyba żartujesz.
Mam nogi.
- Chyba żartujesz – przedrzeźnił mnie. – Jeszcze wejdziesz w jakieś szkło, czy inne gówno i
będziemy mieć problem. Albo ja będę mieć. Najpierw oberwę od Harry’ego, a potem
od Jesse’ego. Nie podoba mi się to.
Zanim zdążyłam
odpowiedzieć objął jedną z moich rąk wokół swojej szyi i podniósł jak Pannę
Młodą.
- Ładnie pachniesz – zauważyłam.
- Dzięki. Musisz być
naprawdę pijana. Chyba czeka Cię ciężka noc.
- Jesteś niemiły – powiedziałam dziecinnym głosem wypychając dolną wargę.
Pokręcił głową z
dezaprobatą.
Harry stał zaraz
przy wejściu.
Zerwał się, żeby
szybko zabrać mnie z ramion Zacha, ale jakiś duży mężczyzna ubrany na czarno go
powstrzymał.
- Co jej jest? –
spytał, gdy Zee do niego podszedł.
- Nic takiego – postawił mnie na ziemi. – Jest dość mocno wstawiona.
- Dlaczego?! –
widziałam jak marszczy brwi. Gdy tylko znalazłam się w jego ramionach
wygładziłam zmarszczkę pomiędzy nimi.
- Jestem przy niej
od jakichś pięciu minut.
- Dzięki, Stary – odpowiedział mu.
- Nie ma problemu.
Chwilę później
znalazłam się w samochodzie.
- Proszę, tylko nie
zwymiotuj – poprosił mnie Harry całując w czoło.
Westchnął i ruszył.
Chciałam zapiąć
pasy.
- Już je zapiąłem –
uprzedził.
Poczułam wiatr na twarzy i zrozumiałam, że otworzył dla mnie okno, żeby mnie otrzeźwić.
Poczułam wiatr na twarzy i zrozumiałam, że otworzył dla mnie okno, żeby mnie otrzeźwić.
Pokiwałam głową i
próbowałam zasnąć.
- Nie, jednak nie
wrócę… Muszę się nią zaopiekować… Nie… - usłyszałam jego śmiech i strzępy
rozmowy. – Po prostu powinienem dzisiaj przy niej być.
- Harry, możesz
jechać. Przerwałam Ci. – Powiedziałam ledwo słyszalnie. Spojrzał na mnie i pokręcił
lekko głową.
Harry pomógł mi
wejść do domu. Zaprowadził mnie na górę. Ściągnął sukienkę i naciągnął na mnie swoją
luźną koszulkę, którą nosiłam wczoraj. No i dzisiaj rano.
Doniósł mnie do
łazienki, związał szybko włosy i zdążył w ostatniej chwili, bo ułamek sekundy
później tworzyłam nową relację z muszlą klozetową. Przyniósł mi wodę i herbatę.
Pogłaskał mnie po
karku.
- Przyniesiesz mi
poduszkę i koc? – spytałam cicho.
- Tutaj?! – zdziwił
się.
- Tak.
- Jak sobie życzysz.
Już Ci przynoszę. Chwilę później przyniósł tobołek zrobiony z koca, w którym
zmieścił się jeszcze jeden koc, dwie poduszki i dwie karimaty.
- Nie, Harry.
- Tak, dziękuję Harry. Zostanę z
Tobą.
- Poradzę sobie.
- Wolę siedzieć tu z
Tobą, niż sam u siebie.
- Czemu?
- Bo zawsze jestem
tu sam. Z Tobą jest mi raźniej. Dlatego mogę być czasem trochę nadopiekuńczy i
aż natarczywy, ale przynajmniej ktoś koło mnie jest.
- Bardzo to
doceniam.
Położył się z
uśmiechem.
Gdy trochę mi się
poprawiło, sama położyłam się na przygotowanym dla mnie przez Harry’ego
posłaniu, patrząc na niego. Już prawie zasnął. Widziałam jak powoli się
rozluźnia i mogłam dokładnie określić moment, w którym odpłynął. Patrzyłam tak
na niego trochę i mi również oczy zaczęły się powoli zamykać.
***
Liczę na opinie.
Miłej reszty weekendu!
Świetny rozdział. Opiekuńczy Harry bardzo mi imponuje. Byle tak dalej. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuń