środa, 13 maja 2015

Rozdział VI

- Poddajesz się?! – zarzuciłam mu. Jak mógł w ogóle tak powiedzieć.
- Nie. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Jakbyś pomyślała, to już byś dawno się z tego uwolniła tak jak inne.
- Myślę o tym! – uniosłam się. – Nic innego nie robię! Nigdy nie chciałam być jak inne. Po prostu czuję się tym wszystkim trochę przytłoczona. Wiedziałam, że tak będzie i dobrowolnie się na to zgodziłam. Więc albo to zaakceptuj, albo przestań pieprzyć, że to dla mojego dobra.
Rzuciłam widelec na talerz.
- Już nie jestem głodna – powiedziałam.
- Musisz zjeść. – Lekko się uśmiechnął.
- Co cię bawi?!
- To, że nawet jak się wściekasz wyglądasz uroczo.
Zacisnęłam usta w cienką linię.
- Jeszcze nie poznałeś mojego gniewu.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym siadł koło mnie ze szklanką wody i widelcem.
Zaczął wyjadać mi z talerza.
Nie miałam nic przeciwko, bo naprawdę nie byłam zbytnio głodna.
- Idziemy spać? – spytał po jedzeniu.
- Nie wiem. W sumie to trochę się wyspałam.
- Możemy obejrzeć jakiś film – zaproponował.
- Okej – zgodziłam się.
Stanęło na O Północy w Paryżu.
Harry objął mnie ramieniem. Znaliśmy się miesiąc. Lubiliśmy się. Spędzony wspólnie czas nas nie męczył. Czuliśmy się chyba dość swobodnie ze sobą. Bardzo podobało mi się to, że chłopak bardzo się o mnie troszczył. Siedzieliśmy razem i mimo tego, że byłam w niego w tej chwili wtulona nie uważałam, żeby było to za dużo. Czułam się bezpiecznie i to było dla mnie najistotniejsze.

Dzisiaj szliśmy na mecz koszykówki. Wybrałam koszulkę LA Lakers, która sięgała mi prawie do kolan. Do tego założyłam złote buty Wings 2.0 od Jeremy’ego Scotta.
Harry zamówił kierowcę, który podwiózł nas pod Staples Center.
Byłam strasznie podekscytowana.
Jedliśmy orzeszki i piliśmy colę.
Za głupie komentarze oberwał ode mnie garścią orzeszków. Nieopodal nas siedziała Rihanna z przyjaciółmi, a kawałek dalej Ashton Kutcher z Milą Kunis. Czułam się tym nieco przytłoczona, ale nie dawałam po sobie tego poznać.
W przerwie Harry nie pozwolił mi wyjść na papierosa, więc obrażona zostałam z nim w hali. W pewnym momencie mnie lekko szturchnął. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam nasze twarze na Kiss Cam. 
To źle. 
Przygryzłam wargę, natomiast na twarzy chłopaka zakwitł szeroki uśmiech.
Odwróciłam się zawstydzona w jego kierunku i dosłownie ułamek sekundy później poczułam jego miękkie usta na swoich. Byłam w szoku. To była ostatnia rzecz, której mogłabym się po nim spodziewać.
Oddałam pocałunek, a chwilę później poczułam jak go pogłębia rozchylając delikatnie moje usta. Wszystko trwało może koło minuty, a mimo wszystko, gdy oderwał się ode mnie z krzywym uśmiechem, patrząc mi w oczy, pozbawił mnie możliwości złożenia jakiegokolwiek  sensownego zdania.

- Co to było?! – spytałam, gdy gra już się zaczęła.
- Deklaracja. Pokazuję jak bardzo jestem z tobą szczęśliwy.
- Mieliśmy… Nie wykorzystuj moich słów przeciwko mnie.
- Mieliśmy, nie mieliśmy. Nie bądź taka dosłowna. Nic złego nie zrobiłem, poza tym podobało ci się to.
- Skąd wiesz?!
- Twoje serce tak waliło, że czułem je trzymając tylko twoją twarz
w dłoni – zaśmiał się.
Spojrzałam na niego spode łba.
- No przestań nie gniewaj się na mnie za coś tak głupiego.
- To ty jesteś głupi.
- Nikt nigdy nie twierdził, że jest inaczej.

Następnego dnia byłam już w Londynie. Prosto z lotniska pojechałam pisać z chłopakami z McBusted. Byłam niezwykle podekscytowana współpracą z nimi. W czasach mojego dzieciństwa byli tym, kim dla milionów nastolatek jest teraz One Direction. 
Po całym dniu pracy wróciłam do swojego mieszkania. Poczułam się dziwnie, ale stabilnie. Jakbym wróciła do siebie.
Zostałam od razu zaatakowana przez Lucy chcącą poznać najgorętsze szczegóły mojego związku z Harrym.
- Nic Ci nie powiem.
- Zajebiście do siebie pasujecie! Mówię Ci! Jesteś z nim szczęśliwa?
- Jesteśmy razem zaledwie miesiąc.
- I spędziłaś z nim sam na sam trzy tygodnie w Los Angeles. W ogóle łał! Powiem Ci, że jestem w szoku, że się pocałowaliście przy wszystkich.
- Nie miałam pojęcia, że to zrobi – przyznałam zgodnie z prawdą.
- Piszą w gazetach i na plotkarskich portalach. Ciągle! Ty miałaś mnie gdzieś i w ogóle się ze mną nie kontaktowałaś, natomiast wszystko wiem. Szkoda, że nie z pierwszego źródła.
- Przepraszam… - nagle poczułam się winna. – Ale wiesz bardzo dużo siedziałam w studio i…
- I wracasz do Stanów zaraz?
- Nie. Teraz będę pisać trochę w Londynie.
- Na ile zostajesz?
- Na tydzień? - zabrzmiało to jak pytanie.
- No to faktycznie.
- Ale potem po tygodniu w Stanach wracam tu przynajmniej na miesiąc. A jak twoja twórczość? – spytałam, żeby przejąć pałeczkę.
- No, ja to ogólnie też zaczynam coś tam robić, ale nie z takim rozmachem jak Ty. Ja mam czas. Mam na razie jedną piosenkę.
- Ja cztery demo, ale planujemy zrobić jakieś dwadzieścia. I wybrać najlepsze, a potem obrobić je tak, żeby jedna przechodziła w drugą, ale żeby to nie była jedna godzinna piosenka rzecz jasna. Po prostu trochę tak jak zrobili na Dark Side of the Moon.
- Tak, mów do mnie.
- Czas zainteresować się taką muzyką.
- Jasne. Wolę mój soul i reggae.
- Jak chcesz. Znasz Easy Star All-Stars?
- No pewnie!
- No to posłuchaj ich płyty Dub Side of the Moon.
- O matko! Przecież jest świetna.
- No to powiedzmy, że zbieżność nazw nie jest przypadkowa. – Zaśmiałam się. – Warto sprawdzić Pink Floyd. Uwierz mi.
- No dobra – powiedziała, żebym dała jej spokój. – Skąd ich znasz? W Sensie Easy Star?
- Mój były – wyjaśniłam, wchodząc do kuchni.

***

- Matty – przedstawił mi się chłopak, który wszedł do pomieszczenia razem z Patrickiem, który wraz z żoną opiekował się mną. On był przedstawicielem Modest!, jego żona moją agentką, do momentu,
w którym nie znajdę sama kogoś komu będę mogła bezgranicznie w tym względzie zaufać.
- Janice – odpowiedziałam.
- No dobra! To was zostawiam. Jak czegoś będziecie potrzebować będę pod telefonem – poinformował nas i wyszedł.
- Słyszałem, że nagrywasz z chłopakami z The Neighbourhood – zaczął.
- Tak.
- To jest estetyka, w której chcesz tworzyć?
- Tak. Trochę coś takiego jak robicie wy i oni.
- Okej – zaśmiał się.
- Nie serio. Ma być trochę przesterowane i syntetyczne, ale w dobrym guście. Trochę elektroniczne. Kojarzysz Banks albo London Grammar?
- Tak.
- Wiesz jak przesterowany jest ich głos?
- Tak – potwierdził lekkim skinieniem głowy.
- No to może odrobinę tak, ale nie chcę żeby ludzie słyszeli Lorde
i Florence.
- Może Jessie Ware.
- Trochę. Ale ona jest żeńskim Edem Sheeranem. Głos Jessie Ware, muzyka London Grammar. Będę pisać coś z Edem i chcę, żeby było słychać w tym Eda, natomiast ma się delikatnie wpasować w estetykę, którą ja preferuję.
- Okej, czyli syntetyczne, mroczne, elektroniczne, surowe.
- Dokładnie.
- No to super, że się rozumiemy.

Cztery godziny później siedzieliśmy na wykładzinie popijając wino kawą, paląc papierosy i zioło.
Współpraca układała się owocnie. Napisaliśmy jedną piosenkę.
Zaczęliśmy tworzyć wstępnie instrumental do demo mając przy sobie jedynie gitarę i keyboard. Dograłam do demo swój głos i gdy wyszłam z kabiny czekał na mnie już Patrick, który z uśmiechem kręcił głową z niedowierzaniem.
- Chyba muszę Ci zmienić towarzystwo – zażartował.
- Protestuję! – powiedziałam podnosząc rękę.
- To jak Matt? Będziecie razem współpracować? – spytał go Patrick.
- No jasne. Z wielką chęcią.

***

Przyleciałam do Los Angeles. Harry był teraz bardzo zajęty swoimi sprawami, więc przez cały tydzień widziałam go może dwa razy w domu, dwa razy złapaliśmy się na obiad. Trochę dziwnie się czułam, bo było to coś zupełnie innego niż ostatnim razem, ale rozumiałam to. Oboje mieliśmy co robić.
Spędzałam w zasadzie większość czasu z Rutherfordem. Musiałam trochę zwolnić tempo, bo zaczęłam za dużo palić.
- Mózg mi zniknie jeśli nie przestanę – tłumaczyłam Jesse’emu.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Jak nie wy to Matty. Błędne koło. Moje życie nie jest łatwe.
Zaśmiał się.
- Masz już zespół?
- Kompletuję – powiedziałam wypuszczając z płuc biały dym i przekazując mu końcówkę jointa.
Siedzieliśmy na dachu nowoczesnego domu w Beverly Hills, w którym mieściło się studio nagraniowe.
- Przystojni?
- Tak, żeby dziewczyny też się mną interesowały – zażartowałam.
Chłopak wybuchł śmiechem.
- Będą Ci zazdrościć.
- Kolegów z zespołu?
- Wszystkiego. Kariery, wyglądu, faceta, chłopaków z zespołu – powiedział obejmując mnie ramieniem i ciągnąc, żebym położyła się obok niego, ciesząc się promieniami słońca i podziwiając bezchmurne niebo.
- Nie sądzę, żeby mogły mi czegokolwiek zazdrościć. Wiesz… Chyba wszystko w życiu zawsze się wyrównuje.
- Wyrównuje? – spytał nie wiedząc do czego dążę.
- Nie koniecznie chodzi o karmę. To co dasz innym wróci do ciebie. Mam wrażenie, że im bardziej boli, tym więcej dostaniesz. Musi się wyrównać.
- Wciąż nie do końca rozumiem.
- Niektórzy prowadzą stabilne i nudne życie od urodzenia do śmierci. Niektórzy zaliczają ostre upadki i jeśli im zależy to mają szansę osiągnąć coś, żeby wyzerować bilans.
- Miałaś ciężki start?
- Nie w takim sensie jak myślisz. Dostałam kilka razy w życiu po dupie w najmniej oczekiwany sposób i od osób, po których byś się tego nie spodziewał – wyjaśniłam.  – Nie chcę o tym mówić – dodałam i mocniej wtuliłam się w jego ramię. – Jak będzie ci sinieć ręka i przestaniesz ją czuć to powiedz. Podniosę się.
Cicho się zaśmiał i zaczął bawić się moimi włosami.

***

Wypiłam czwartego dzisiaj drinka. Było to dosyć zdradliwe. Nie lubiłam mocnych alkoholi, ponieważ najpierw jest super i nic nie czujesz, a jak uderza, to już nie jest tak miło. Jestem raczej zwolennikiem piwa, bo jestem w stanie kontrolować ile piję, aczkolwiek w tym przypadku problem pojawia się w momencie, gdy myślisz o kaloryczności.
Harry podszedł do mnie od tyłu i objął mnie w pasie.
- Chodźmy zatańczyć – szepnął, lekko poruszając biodrami. Był dużo bardziej wstawiony niż ja.
- Zaraz musimy wracać, musimy jutro podjechać do Modest.
- Tak, tak. Ale możemy w międzyczasie wypocić trochę alkoholu.
- Ale tylko chwilę – skapitulowałam.
- Oczywiście – obiecał odgarniając z szyi moje włosy. Złożył szybki pocałunek na mojej szyi i udał się na parkiet trzymając mnie za rękę. Miałam już przyjemność wcześniej z nim wychodzić do klubu, czy jakieś nieoficjalne show businessowe imprezy i uwielbiałam z nim tańczyć, ponieważ zawsze bardzo mnie to bawiło. Jego taniec nie różnił się zbyt wiele od jego ruchów scenicznych, do tego miał dwie lewe nogi, co często kończyło się zaburzeniem równowagi. Było to jednak na swój sposób urocze i gwarantowało dobrą zabawę. Nigdy wcześniej imprezy, na których musiałam tańczyć nie sprawiały mi takiej przyjemności. Raczej ich unikałam lub siedziałam w kącie, natomiast z Harrym miałam to gdzieś. Potrafił podtrzymać mój dobry humor bez względu na sytuację.
Po dwóch piosenkach przyciągnął mnie do siebie, a ja splotłam dłonie na jego karku. Oparł brodę o czubek mojej głowy i zaczął lekko się
o mnie ocierać. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on schylił się odgarniając moje włosy za ucho.
- Korzystam póki mogę – wyjaśnił półgłosem, wysyłając ciarki w dół mojego ciała.
- Wszyscy patrzą – powiedziałam ignorując to uczucie.
- Od jutra takie sytuacje będą dla nas codziennością. A dodatkowo dzisiaj wyglądasz niesamowicie, więc jak wspomniałem korzystam dopóki mi wolno.
Moje oczy powiększyły się chyba trzykrotnie, a szczęka uderzyła
o posadzkę.
Widząc moją minę cicho się zaśmiał.
Wychodząc z lokalu ściśle mnie obejmował ramieniem. Zastanawiałam się, czy ze względu na jego dzisiejsze usposobienie, czy próbował utrzymać równowagę. Wsiedliśmy do podstawionego samochodu w błysku fleszy.
Czarne wnętrze samochodu tylko wzmogło moje mroczki przed oczami.
Dojechaliśmy do mojego mieszkania w pięć minut. 
Gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi mojego pokoju, Harry pobiegł do łazienki, żeby zająć ją przede mną. Dżentelmen.
Wyszedł po dziesięciu minutach w samych bokserkach. Wymachiwał ręcznikiem coś śpiewając. Gdy wstałam z łóżka zbierając po pokoju rzeczy potrzebne mi do przygotowania się do snu, tańczył przy mnie kręcąc biodrami i śpiewając piosenkę, która leciała w klubie.
Objął mnie odwracając jednym ruchem.
- Jesteś piękna.
- Harry, a Ty jesteś pijany – zaśmiałam się z jego figlarnego nastroju. Lubiłam go takiego beztroskiego.
- Ty też. No dalej, jutro nie będziemy pamiętać. – Szeroko się uśmiechnął.
- Nie ma takiej opcji. Myślałam, że już to dokładnie przedyskutowaliśmy.
- Nie daj się prosić. Tylko ten jeden raz.
Pokręciłam głową i weszłam do łazienki, żeby wziąć orzeźwiający prysznic.
Gdy wyszłam już zasypiał. Uchyliłam okno.
-Po co? Będzie zimno – wybełkotał, będąc już myślami po drugiej stronie.
Nie odpowiadając zgasiłam światło i mocno wtuliłam się w jego ciało, co przyjął bez wahania. Mruknął cicho z uznaniem. Czułam jego erekcję na udzie, ale ignorowałam to. Mimo że miało to miejsce coraz częściej, raczej o tym nie mówiliśmy. Na początku przepraszał. Teraz wiedział, że po prostu mu ufam. Leżeliśmy rozgrzani alkoholem
i własnymi ciałami.
Znów cicho mruknął.
- To był zdecydowanie dobry pomysł z tym oknem – sklecił ledwo słyszalnie. Gdybym nie leżała tak blisko miałabym problem z wyłapaniem sensu tych słów, ponieważ chwilę później jego oddech się wyrównał.

***

Hej! No to jest kolejny rozdział, komentarzy w zasadzie brak. Może za szybko to wszystko publikuje... Nie wiem ;p Ale dopóki mam wenę to korzystam ;)

Liczę na komentarze.

1 komentarz:

  1. Mecz koszykówki - przekupiłaś mnie. Za to dałabym się pokroić. Kiss cam wygrała wszystko. Naprawdę, jednocześnie miałam otwartą buzię i śmiałam się z reakcji haha. Harry taki romantyk, ajaja <3

    Cudowny rozdział, nie mogę się doczekać kolejnego <3

    Zapraszam na pierwszy rozdział. I dziękuję za komentarz u mnie <3
    http://i-see-harry-styles-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń